Kistler Aerospace

Dziś troszkę historii – postanowiłem przypomnieć czytelnikom historię Kistler Aerospace – firmy, która powstała trochę za wcześnie, a na której wzoruje się SpaceX (który także przyczynił się do jej upadku). 

Firma powstała na początku lat 90’tych a jej celem było zbudowanie taniej rakiety wielokrotnego użycia. A wszystko na fali szaleństwa giełdowego związanego z firmą Iridium – na początku lat 90’tych uważano że pod koniec tamtej dziesięciolatki rynek na wystrzeliwanie niewielkich ładunków na niską orbitę okołoziemską będzie warty miliardy a nad naszymi głowami będą latały tysiące satelitów różnych firm. Bańki na rynku kosmicznym zdarzają się z niepokojącą regularnością – w latach 70’tych wszyscy inwestowali w akcje firm obiecujących kosmiczne fabryki półprzewodników, w latach 80’tych modna była telewizja satelitarna (to akurat wyszło) i satelity przesyłające energię na ziemię, w latach 90’tych satelity komunikacyjne latające na niskiej orbicie okołoziemskiej, na początku naszego wieku wszyscy się podniecali kosmicznym turyzmem i kolonizacją księżyca a obecnie znowu do łaski wróciły satelity komunikacyjne na LEO + nowością są bogactwa naturalne asteroidów. 
Początkowo firma planowała dość nietypowo wyglądające pojazdy kosmiczne:
Pojazdy K-0 do K-2 miały być dwustopniowe – pierwszym stopniem była latająca platforma startowa, która miała wznieść pojazd na odpowiednią wysokość, gdzie uruchomił by on własne silniki i poleciał w kosmos. Lądowanie miało się odbywać podobnie jak w przypadku Falcona 9 – za pomocą silników, jednak zamiast nóg, rakieta miała lądować na czymś w rodzaju trampoliny – siatki łapiącej ją zanim uderzy w ziemię. Pojazd K-3 miał być prawdziwym SSTO i miał lądować jak pozostałe. 
Firma postanowiła działać w modny w tamtym czasie „chudy” sposób – mając minimalną liczbę pracowników i zlecając wszystko co się da firmom trzecim. Niestety historia raz za razem pokazuje że tak nie da się prowadzić projektów wykorzystujących nowe technologie – najnowszy przykład takiej porażki to Boeing i 787. Podobnie było z Kistler’em – po zmarnowaniu pół miliarda dolarów i nie wyprodukowaniu niczego, inwestorzy przestali być zainteresowani inwestowaniem w tą firmę. I firma upadła. 
NASA postanowiła utrzymać ich przy życiu (w końcu Kistler Aerospace był założony przez dawnych pracowników NASA), dając im dodatkowy kontrakt ($250M!) na dokończenie rakiety i jej demonstrację. Przysłowiowy gwóźdź do trumny dobił SpaceX, protestując podpisanie kontraktu bez przetargu. NASA po konsultacjach z prawnikami uznała że SpaceX ma rację i wycofała się z kontraktu. 
To nie koniec historii – upadły Kistler połączył się z inną firmą – Rocketplane i utworzył Rocketplane Kistler. Firma nadal próbowała zbudować rakietę wielokrotnego użytku (pod nazwą K-1), jednak tym razem na potrzeby NASA (program COTS). Pomysł został dość gruntownie zmodyfikowany – zamiast latającej platformy, planowano dużo bardziej konwencjonalną , dwustopniową rakietę. Jej pierwszy stopień miał po oddzieleniu się dokonać dość zdecydowanego hamowania – praktycznie wyeliminować poziomą składową prędkości a następnie po wejściu w atmosferę ziemi otworzyć spadochrony i na nich lądować. W ostatnim momencie rakieta miała wypuścić poduszki powietrzne by złagodzić uderzenie o ziemię. 
Drugi stopień K-1 miał być także w pełni wielokrotnego użycia – miał mieć osłony termiczne pozwalające na przetrwanie wejścia w atmosferę, spadochrony i poduszki powietrzne. 
Oba stopnie miały być napędzane antycznymi, radzieckimi silnikami – pierwszy za pomocą NK-33, który Aerojet zakupił za grosze w Rosji a drugi za pomocą NK-43 – NK-43 to NK-33 z większą dyszą (pozwalającą na większą efektywność w próżni). Firma nigdy nie wytłumaczyła jak planuje osiągnąć możliwość wielokrotnego użycia rakiety za pomocą jednorazowych silników. 
Ciekawostką był hybrydowy zbiornik – utleniacz (ciekły tlen) miał być przechowywany w konwencjonalnym, aluminiowym zbiorniku, jednak kerozyna miała korzystać ze zbiornika z włókien węglowych. Rakieta miała także mieć osobne zbiorniki na paliwo i utleniacz potrzebne do hamowania. 
Niestety firma nie wywiązywała się ze zobowiązań wynikających z programu COTS i w 2007 roku NASA zerwała z nimi umowę. Bez pieniędzy NASA i inwestorów firma znowu zbankrutowała. 
W 2011 roku firma wyszła z bankructwa i nazywa się obecnie Kistler Space Systems i nadal próbuje budować K-1. Silniki NK-33, które pierwotnie miał zużyć Orbital Sciences są znowu dostępne do zakupu = firma teoretycznie mogła by dokończyć swoją rakietę – większość jej elementów została wyprodukowania a wiele z nich zostało także przetestowanych (np. spadochrony i poduszki powietrzne; silniki manewrowe itp.)
Marek Cyzio Opublikowane przez: