Raczej by nie przeżyli

Wczoraj wylądował Soyuz MS-22 – ten z uszkodzonym przez kosmiczne dzięcioły systemem chłodzenia. Nie ma jeszcze oficjalnych danych, ale nieoficjalne wskazują że gdyby byli na pokładzie ludzie, to raczej by tego nie przeżyli.

Podobno temperatura na pokładzie (nawet bez ludzi) przekraczała 50C przez kilka godzin. Do tego wilgotność była także bardzo wysoka. Takich temperatur i wilgotności człowiek nie wytrzyma, no chyba ze jest ze Szwecji i spędza godziny w saunie. To oczywiście żart, Szwedzi też by umarli.

Nowy Soyuz (MS-23) jest przyczepiony do ISS i jego powrót jest planowany na 27 września 2023. Dzięki temu Francisco Rubio pobije amerykański rekord długości przebywania w kosmosie – poleciał on w kosmos 21 września 2022 = jak wszystko nastąpi zgodnie z harmonogramem to spędzi na ISS 371 dni bijąc dotychczasowy rekord ustanowiony przez Mark Vande Hei – 355 dni. Oczywiście to tylko amerykańskie rekordy – jak dołożymy do tego Rosjan, to Amerykanie spadają poza podium. Walerij Poliakow spędził na Mirze 439 dni – to dotychczasowy rekord który pewnie nie zostanie pobity przez nikogo aż do czasu lotu na Marsa.

A poza tym start CFT Starlinera się znowu opóźnia. Teraz poleci on nie wcześniej niż 21 lipca. Tory Bruno jest pewnie wkurzony bo robi mu to bałagan w harmonogramie startów Atlas V. Jak pewnie pamiętacie, Starliner miał latać rutynowo już w 2017 roku. O tym że NASA najpierw dała Boeingowi dodatkowe $287M żeby przypadkiem nie wycofał się z programu a potem jeszcze kupiła od niego pięć miejsc w Soyuzach za $375M dlatego właśnie że Starliner nie był gotowy to nawet nie wspominam.

Najlepsze w całej tej historii jest to że pomimo wyrzucania miliardów na drugą kapsułę i następnych miliardów na dodatkowych dostawców towarów na ISS, NASA jest kompletnie zdana na SpaceX. Starliner ma odbyć zakontraktowane 6 lotów a potem nie wiadomo co dalej i pewnie NASA będzie musiała zapłacić znowu jakieś zwariowane pieniądze żeby dało się certyfikować Vulcan do lotów załogowych i zainstalować Starliner’a na szczycie. Vulcan ma inne rozmiary niż Atlas V więc trzeba będzie zrobić spore modyfikacje wieży startowej, za co oczywiście zapłaci też NASA. Po stronie lotów towarowych też nie jest jakoś lepiej – Northrop Grumman planuje przez jakiś czas wysyłać Cygnusy za pomocą F9. DreamChaser jest bardzo opóźniony – jak poleci w tym roku to będzie wielki sukces. Co znowu wkurza Tory Bruno, bo ten lot miał służyć do certyfikacji Vulcana do lotów wojskowych i trzeba będzie coś wymyślić w zamian. A w tle mamy decyzje SpaceX o wstrzymaniu produkcji Dragonów i nieustannym zmniejszaniu produkcji F9 z nadzieją że Starship przejmie obowiązki tej rakiety. Decydenci NASA pewnie nie śpią po nocach jak o tym myślą.

Marek Cyzio Opublikowane przez: