SpaceX poinformował że ich satelity muszą wykonywać średnio dziennie 140 manewrów unikania zderzenia z kosmicznym śmieciem. Biorąc pod uwagę że tych satelitów jest ponad 4000, to pojedynczy satelita nie robi takiego manewru zbyt często. Jednak wraz ze wzrostem ilości Starlinków rośnie nieuchronnie prawdopodobieństwo jakiegoś dużego zderzenia. Ciekawostką jest sam system zarządzania całą tą konstelacją – satelity są autonomiczne i samodzielnie podejmują decyzję o zmianie orbity, bez pomocy operatora z ziemi. Każdy satelita ma na bieżąco aktualizowane dane o orbitach kosmicznego śmiecia i jeżeli wykryje że szansa na zderzenie jest większa niż 1/100000, to wykonuje manewr zmiany orbity. To wszystko za pomocą silniczków o raczej niewielkim ciągu = taki manewr musi zostać wykonany z odpowiednio długim wyprzedzeniem. A to oznacza że gdyby pojawiło się coś nieoczekiwanego albo co gorsza coś zmieniającego orbitę w nieoczekiwany sposób, to szanse na zderzenie gwałtownie rosną.
Zawsze nam wmawiano że w kosmosie jest sporo miejsca i nawet te kilka/kilkanaście tysięcy satelitów to żaden problem. Rzeczywiście jak sobie wyobrazimy równomierne rozłożenie na całej powierzchni ziemi kilkunastu tysięcy lodówek, to szanse na to że kiedyś na jakąś trafimy są niezwykle małe. Jednak te lodówki nie stoją w miejscu, ale zapieprzają z olbrzymimi prędkościami. I to powoduje że szanse na spotkanie się z taką lodówką gwałtownie rosną.
Co będzie dalej? Nie ma mocnych i wcześniej czy później zaczną się zderzenia. Pytanie tylko czy uda się je jakoś opanować czy nastąpi reakcja łańcuchowa po której Musk napisze kilka tweetów (w jednym zwalając całą winę na Zuckenberga) a loty w kosmos staną się niemożliwe?