24 sierpnia

To nowa, „oficjalna” data startu Starship lot #10. Pewnie się przesunie na poniedziałek 25 sierpnia ale miło usłyszeć jakąś w miarę „pewną” datę.

Przy okazji pojawił się zdumiewająco szczegółowy raport na temat awarii lotu #9 oraz eksplozji Starship #36. W przypadku #36 nic nowego – eksplodowała COPV i w sumie nie wiadomo dlaczego – SpaceX sugeruje że miała jakieś wewnętrzne uszkodzenie które albo było nie do wykrycia albo było do wykrycia ale nie wykonano wystarczających testów. W S37 COPV będą działały ze zmniejszonym ciśnieniem, będą poddane dodatkowym testom i inspekcjom. Do tego COPV mają teraz jakieś skafandry które nie tylko zabezpieczają je przed uszkodzeniami w czasie montażu ale także mają czujniki pokazujące że COPV było źle traktowane i może mieć uszkodzenia. No i oczywiście testy akceptacyjne COPV zostały zmodyfikowane by lepiej wykrywać uszkodzenia. Czytając to mam poważne podejrzenia że awaria była spowodowana złym traktowaniem COPV – pewnie im upadła albo była czymś uderzona i dlatego strzeliła. Ale nie mają dowodów że to była przyczyna więc dmuchają na zimne.

W przypadku lotu #9 jest osobna sekcja poświęcona awarii boostera i samego starship #35. W przypadku boostera powód jest dość banalny – próbowali szybować z kątem natarcia który był na tyle duży że siły wyginające rakietę uszkodziły tą wielką rurę która spływa ciekły metan do silników. Ciekły metal i ciekły tlen się wymieszały i po uruchomieniu silników zassały one mieszankę zamiast ciekłego tlenu i wszystko wybuchło. Awaria Starship #35 jest troszkę bardziej skomplikowana. I żeby ją zrozumieć trzeba dowiedzieć się o istnieniu czegoś co SpaceX nazywa „main fuel tank pressurization system diffuser”. Z tego co rozumiem to urządzenie ma na celu takie wstrzykiwanie gazowego metanu (z silników) oraz helu (z COPV) by z jednej strony utrzymywać odpowiednie ciśnienie w zbiornikach pomimo że znika z nich gwałtownie ciekły metan zasysany przez silniki. A z drugiej strony pomimo sporych ilości gazu jakie są potrzebne, to urządzenie musi je tak wpuszczać do zbiornika by gaz nie uderzał w ścianki zbiornika i nie robił fal / turbulencji na paliwie. I podobno to urządzenie się rozpękło w czasie lotu #9 – relatywnie wcześnie bo 3 minuty po separacji. Dyfuzor zaczął wypuszczać coraz więcej gazu do części ładunkowej Starship. Na początku ten gaz był wentylowany na zewnątrz rakiety ale powodowało to problemy z utrzymaniem kontroli ułożenia rakiety w przestrzeni więc by to opanować pozwolono na wzrost ciśnienia w ładowni. Ale to spowodowało że nie udało się otworzyć drzwi ładowni. Dyfuzor się tak rozleciał że w końcu do ładowni wyciekł ciekły metan i systemy rakiety zdecydowały że to koniec i wywietrzyły zbiorniki paliwa i tlenu w kosmos i lot od tego momentu był już bezwładny. Udało się powtórzyć sposób w jaki dyfuzor się rozpękł w czasie testów w McGregor.

Co SpaceX planuje zmienić – w przypadku boostera po prostu użyją mniejszego kąta natarcia tak by rura w środku wytrzymała. A w nowych boosterach rura będzie dużo bardziej wytrzymała.

W przypadku Starship zaprojektowano nowy dyfuzor który jest znacznie bardziej odporny na rozpękiwanie się.

Mam wrażenie że SpaceX ma trochę zaburzony balans między projektowaniem / testowaniem podzespołów a lataniem z nadzieją że nic nie wybuchnie. Trochę jak nie sprawdzenie na ziemi czy w samolocie przypadkiem skrzydła nie odpadną w czasie lotu. Obie awarię lotu #9 były łatwe do wyeliminowania gdyby spędzono troszkę więcej czasu na obliczeniach i na testach podzespołów. Mam wrażenie że firma poszła za daleko w „to się przetestuje w produkcji”. O kulturze pracy nie wspominam bo była o tym afera i w sumie znający sytuację w Boca Chica nie byli w żaden sposób zdumieni przyczyną eksplozji #36. Ale to też trzeba zmienić.

Zachodzi tylko pytanie czy te problemy da się jakoś naprawić czy SpaceX sytuacji swoje mojo i już go nigdy nie odzyska?

Marek Cyzio Opublikowane przez: