Silnik z wirująca detonacją opracowany przez NASA działał przez 251 sekund. I jak widać na koniec nie rozleciał się tylko grzecznie wyłączył – to różnica pomiędzy tym jak testuje NASA a SpaceX. SpaceX by pewnie trzymał go włączonego aż się rozleci żeby zobaczyć jakie są granice jego wytrzymałości. NASA go teraz rozbierze i spędzi miesiące badając poszczególne komponenty by dowiedzieć się mniej więcej tego samego.
Ale abstrahując od stylu testowania, to jest to wielki sukces. 251 sekund daje nadzieję że takie silniki za kilkanaście lat zaczną być używane w rakietach. Ich największą zaletą jest większa efektywność – paliwo i utleniacz mieszane są w idealnych do spalania proporcjach. Największą wadą są temperatury – znacznie przewyższające to co dzieje się w tradycyjnych silnikach. To może utrudnić użycie takiego silnika w wyższych stopniach rakiety, gdzie stosuje się pasywne chłodzenie dyszy – zauważcie że ten testowany silnik praktycznie nie ma dyszy (ma coś w rodzaju stożka jak w aerospike). Poczekamy – zobaczymy.