Astrobot w CCAFS

Dziś spora porcja zdjęć z wycieczki zwycięzców Astrobota do Cape Canaveral Air Force Station. Udało mi się załatwić rezerwację na tą wycieczkę, ale mało brakowało żebyśmy na nią nie pojechali, bo wycieczki nie są organizowane w dni startu rakiet. Na szczęście rakieta Delta IV miała startować dziś późnym wieczorem, więc wycieczki nie odwołano. Nie odwołano jej pewnie także dlatego, że najprawdopodobniej zostanie ona skasowana już za kilka tygodni z uwagi na sequestration. 

Dotarliśmy rano do History Center i po pokazaniu paszportów zainstalowaliśmy się w autobusie. Wycieczka prowadzi najpierw do Launch Complex 26, po drodze można zobaczyć z okien autobusu stary cmentarz, budynek z którego generał zarządzający startami kontroluje bezpieczeństwo startu (i wydaje rozkaz o zniszczeniu rakiety w razie czego), anteny systemu niszczenia rakiet oraz Eastern Processing Facility (o którym dowiedzieliśmy się tylko tyle że nie wiadomo po co ono jest, że jeszcze nie jest uruchomione i że jest największym budynkiem w CCAFS). 
Po dojechaniu do LC-26 zabrałem Astrobocików na polskojęzyczną wersję wycieczki. Zobaczyliśmy silnik V2, konsolę do niszczenia rakiet, słynną kapsułę Gemini 2, komputer nawigacyjny i wiele innych. Maja wystrzeliła rakietę w kosmos, a Filipowi się to nie udało 🙂 Weszliśmy także do „white room” Gemini, gdzie młodzież wczuwała się w rolę astronautów. Ale chyba najwięcej zdjęć zrobiono leżącemu pierwszemu stopniowi rakiety Delta IV – pewnie z tego samego powodu dla którego w ZOO fotografuje się słonie – bo są duże. 
Po zwiedzeniu LC-26, autobus obwiózł nas wokół LC-5/6 (nie można było wyjść) a następnie pojechaliśmy do latarnii morskiej. Po drodze z oddali pokazano nam miejsce w którym leżą szczątki promu kosmicznego Challenger. 
Zwiedzanie latarnii morskiej też było bardzo ciekawe, można wspiąć się do mniej-więcej 1/3 wysokości i popatrzeć przez maleńkie okienka na zewnątrz. Zostaliśmy poinformowani o historii tego miejsca – latarnia została budowana dwukrotnie, bo za pierwszym razem stała za blisko brzegu i groziło jej zawalenie z powodu erozji – a także o konstrukcji – latarnia jest stalowa, zrobiona z prefabrykatów i zmontowana do kupy za pomocą śrub i nitów pokrytych tłuszczem gęsim. 
Po obejrzeniu latarnii, autobus przewiózł nas najpierw na LC-36 (gdzie jeden z bunkrów zamieniono na halę konferencyjną, niestety nie wolno było wysiąść) a potem drogą ICBM (wzdłuż której były stanowiska do testów międzykontynentalnych pocisków balistycznych) aż do LC-34. Na LC-34 wysiedliśmy i zaczęliśmy wszyscy piszczeć z zachwytu. Delta IV stała tak bisko że aż było to nierealne! Większość czasu na LC-34 spędziliśmy patrząc na Delta IV i piszcząc, ale próbowaliśmy się także wspiąć na deflektory ciągu a także odegrać słynną scenę z „Armageddon”, kiedy to Bruce Willis spotyka córkę. 
Poniżej większa dawka zdjęć z dzisiejszej wycieczki.
Astrobociki oglądają silnik V2

W pokoju poświęconym Eastern Test Range

Filip i Maja przyglądają się jakiemuś malemu eksponatowi

Astrobociki i kapsuła Gemini 2

Astrobociki w Launch Complex 26

Maja gotowa do wystrzelenia rakiety

Pogoniłem ich trochę po muzeum

Podziwiamy pierwszy stopień Delta IV

W środku „white room” Gemini

Na trawce przed White Room Gemini

Silnik Navaho wzbudził trochę zainteresowania

Przed latarnią

Latarnia

Hangar C w którym kiedyś będą stały eksponaty
Urządzenie do radiowego naprowadzania

Kawałek remontowanego Atlasa

Zmęczona młodzież przed latarnią

Latarnia

Delta IV widziana z LC-34

Astrobociki i Delta IV

Delta IV i deflektory płomieni

Wspinanie się na deflektor

Na deflektorze

Filip i Delta IV

Deflektory i facet w szelkach (zielonych!)

Marek Cyzio Opublikowane przez: