Wygląda na to że także Jeff Bezos i Blue Origin próbuje uszczknąć kawałek budżetu NASA. Firma dostarczyła Trumpowi siedmiostronicową propozycję stworzenia systemu dostarczania ładunków na Księżyc. Blue Origin planuje pierwszą księżycową misje na 2020 rok. Bezos oferuje nie tylko rakietę zdolną wysłać przyzwoitych rozmiarów ładunek ale także lądownik księżycowy oparty o technologię New Shepard. Celem firmy jest wylądowanie w pobliżu południowego bieguna księżyca w kraterze Shackleton. Lokalizacja taka daje nasłonecznienie przez 100% czasu co pozwala na uniknięcie problemów z bateriami oraz zmianami temperatury. A jednocześnie podejrzewa się że w zakamarkach krateru kryje się lód. Księżycowy lądownik pod nazwą Blue Moon ma być w stanie dostarczyć na księżyc do 5 ton ładunku i być kompatybilny zarówno z rakietą SLS jak i Atlas V no i oczywiście New Glenn. Pierwsze misje będą miały na celu dostarczenie na księżyc eksperymentów ale docelowo Bezos myśli o zbudowaniu stacji kosmicznej.
W planie Bezosa pojawia się również Bigelow ze swoim BE330 krążącym na niskiej orbicie księżycowej i będącym bazą przesiadkową pomiędzy kapsułkami dostarczającymi ludzi z/na ziemię i księżycowym lądownikiem dostarczających ludzi do/z bazy na Księżycu. Wydaje się że Bezos nie ma nic przeciwko podzieleniu się tortem z Muskiem – Bezos by zapewnił transport materiałów a Musk ludzi.
Administracja Trumpa wydaje się uważać że nie jesteśmy gotowi technologicznie na lot na Marsa i że pierwszym krokiem jest eksploracja Księżyca i stworzenie modelu biznesowego w którym taka eksploracja ma sens. A ro oznacza przede wszystkim wydobywanie wody na Księżycu. Z wody można zrobić wodór i tlen a dostarczenie jej z Księżyca na interesujace nas orbity Ziemi i Marsa jest znacznie tańsze niż robienie tego z Ziemi – Księżyc ma znacznie mniejszą grawitację wystrzelenie czegoś na orbitę jest dziecinnie proste – osiągniecie orbity Księżyca z jego powierzchni wymaga rozpędzenia się do prędkości 1.6 km/s. Do tego nie ma atmosfery która by to utrudniała. Dostarczenie czegoś z powierzchni Księżyca na ziemską orbitę geostacjonarną wymaga tyle samo energii co dostarczenie tej samej masy z niskiej orbity Ziemi na orbitę geostacjonarną. Tak – grawitacja Ziemi powoduje że zdobywanie kosmosu jest trudne i kosztowne. Dlatego misja na Marsa mogła by być znacząco tańsza gdyby można było wysłać nie zatankowane statki kosmiczne a następnie zatankować je paliwem wyprodukowanym na Księżycu. A jak jeszcze dodamy do tego wizję Bezosa – kopalnie minerałów na księżycu i produkcję praktycznie wszystkiego co jest możliwe albo na jego powierzchni albo na orbicie, to nagle największym kosztem staje się wyniesienie ludzi na niska orbitę Ziemi. Potem reszta jest już tania.
Oczywiście to daleka przyszłość, bliższa sci-fi niż czegoś co mamy szanse zobaczyć za naszego życia. Ale kto wie -kilkanaście lat temu wizja prywatnej firmy wystrzeliwującej w kosmos ładunki i przygotowującej się do wysłania ludzi wydawała się niedorzeczna. Więc trudno wyrokować co zobaczymy za następne kilkanaście lat. Przyszłość leży w rękach Trumpa – może on pozwolić NASA na kontynuowanie topienia miliardów w przestarzałą rakietę do nikąd, ale może także nakazać NASA stworzenie komercyjnego programu lotów w głęboki kosmos. Myślę że już niedługo się dowiemy czy nastąpi zmiana kierunku czy nie.