BO przetestowało następny drugi stopień New Glenn. To już czwarty egzemplarz (jeden im się popsuł w czasie testów). Wygląda że tempo produkcji szybko rośnie i że drugie stopnie nie będą wąskim gardłem tempa lotów New Glenn. O stanie pierwszego stopnia po locie nadal zero oficjalnych wiadomości, nieoficjalnie jest podobno w bardzo dobrym stanie – lepszym niż oczekiwano. Ale następny lot będzie prawi na pewno nowym pierwszym stopniem który też jest bliski bycia poskładanym. Zobaczymy go na platformie najwcześniej w styczniu ale to nadal niesamowity wzrost tempa produkcji. Tak, BO z marazmu przeszło w tryb sukcesu za sukcesem. Zobaczymy jak długo.
W międzyczasie SpaceX jednocześnie utrzymuje zdumiewające tempo startów Falcona 9, składa Booster 19, kończy Starship 39, buduje prototypy systemów dla księżycowego Starshipa i dla tankowca, pracuje nad zwiększenie produkcji paneli słonecznych dla Starlink oraz nad nową wersją satelitów które będą wyposażone w znacznie większą moc obliczeniową tak by mogły służyć do egzekucji modeli AI. Centra obliczeniowe nad naszymi głowami stają się rzeczywistością pomimo że ekonomicznie to nie ma wiele sensu.
A jak śledzicie postępy firmy Boom Supersonic, to pewnie zauważyliście że firma postanowiła zrobić ciekawy zakręt czy też rozwidlenie. W wielkim skrócie – firma chce budować samoloty naddźwiękowe. I początkowo chciała użyć silnika od jednego z tradycyjnych producentów. Jednak szybko się okazało że takie silniki są zaprojektowane do niewielkich prędkości i przy prędkościach jakie ich samolot ma osiągać będą nieefektywne, nietrwale itp. I firma postanowiła sama zbudować własne silniki. Co normalnie by spowodowało facepalm (Chiny od kilkudziesięciu lat próbują zbudować porządny silnik odrzutowy i im to nie idzie zbyt dobrze) ale okazuje się że Boom dał radę. I teraz ciekawostka. Obecne szaleństwo z AI powoduje że jednym z głównych braków jest brak prądu do zasilania centrów obliczeniowych. Firmy radzą sobie z tym przez wykupowanie na rynku starych silników odrzutowych i przerabianiem ich na generatory prądu. Problem w tym że te silniki nie są zaprojektowane do ciągłej pracy przy pełnej mocy na poziomie morza i żeby się nie rozlecieć muszą działać z mniejszą mocą co znacząco pogarsza ich efektywność. I tu wchodzi rycerz na białym koniu czyli Boom Supersonic. Jako że ich silnik jest zaprojektowany do pracy przy naddźwiękowych prędkościach, gdzie temperatura powietrza wpadającego do niego jest powyżej 100C (zamiast -50C dla zwykłego turboodrzutowca), to nie ma on żadnego problemu długotrwałego pracowania z maksymalną mocą na ziemi. I firma odkryła że może sprzedawać generatory prądu zarabiając na tym krocie i korzystając z zysków by sfinansować budowę samolotu. Piękny model biznesowy.
A wracając do kosmicznych centrów obliczeniowych – model ekonomiczny się trochę zmienił dzięki Falconowi 9 i kosztowi / możliwościom wysłania 1 tony na orbitę. Ale żeby wysyłanie centrów komputerowych na orbitę miało rzeczywiście sens ekonomiczny, potrzebny jest Starship i wielokrotne zmniejszenie ceny wynoszenia ładunku. Zaletą orbity jest znacznie większa efektywność paneli słonecznych i brak problemów z zezwoleniami, ochrona środowiska, wykupem ziemi itp. które w znaczący sposób zwiększają koszty budowy centrów komputerowych na Ziemi. O wadach nie muszę pisać bo są jasne ja drut i jakoś za nic nie mogę sobie wyobrazić w jaki sposób miało by to być tańsze niż budowanie centrów na ziemi. Ale pewnie jest czy raczej będzie za parę lat więc wszyscy gwałtownie próbują to już teraz robić.