Od kilku dni media huczą o tym jak to Chiny zaprezentowały nowy, pasywny radar pozwalający na wykrycie „niewidzialnych dla radaru” samolotów F-35, F-22 i B-2B i jak to oznacza że pieniądze inwestowane w F-35 są wyrzucane w błoto. Radar ma swojską nazwę DWL002 i jest w stanie wykryć „niewidzialne dla radaru” samoloty z odległości 400 kilometrów (a samoloty wczesnego ostrzegania typu E-3 Sentry i E-2 Hawkeye z 600 km). Radar działa w prosty sposób – nie emituje żadnych sygnałów, po prostu jest bardzo czułym odbiornikiem szerokopasmowym. A właściwie to siecią trzech odbiorników, tak by obliczając moment w którym sygnał został zarejestrowany można było określić jego położenie (triangulacja).
Tak, taki radar zmniejsza szanse na zaskoczenie przeciwnika i rzeczywiście zmniejsza użyteczność F-22, F-35 i B-2B. Ale… Ale to tylko wtedy kiedy te samoloty aktywnie korzystają z własnych radarów i radiowych systemów komunikacji. W związku z czym nadal możliwy jest atak z zaskoczenia w przypadku użycia komunikacji optycznej a nie radiowej (korzystając z MADL). Niestety F-22 nie ma MADL (projekt skasowano w 2010 roku). Ale F-35 ma i może z niego korzystać w celu komunikacji z B-2B (MADL, jako że jest optyczny to ma niewielki zasięg).
Czy ten nowy radar powoduje że F-35 jest niepotrzebny? Moim zdaniem nie, częściowa niewykrywalność jest nadal lepsza od pełnej wykrywalności. A postępy w optycznej komunikacji między samolotami pewnie za jakiś czas spowodują że pasywne radary będą mało przydatne.