W Boca Chica oczywiście. Rusza się S25 – za chwilę będą go instalowali na szczycie B9.
Wszystko wskazuje na to że jeżeli wszystko pójdzie dobrze to start najwcześniej 13 września. Cała operacja nie jest taka prosta – B9 jest znacząco wyższy niż poprzednio, więc wszystko trzeba było pozmieniać – wszelkie szybkozłączki dostarczające co tam S25 potrzebuje, wszystkie procedury itp. Potem trzeba przetestować jak się całość trzyma kupy. No i pozostaje zgoda FAA na lot, ale mam wrażenie że ta nadchodzi i nie będzie blokowała planów SpaceX.
Jestem ciekaw jak pójdzie SpaceX tym razem. Mam nadzieję że znacznie lepiej niż poprzednio. Że drugi stopień osiągnie orbitę. Że symulowane lądowanie B9 będzie udane. Że S25 także wykona symulowane lądowanie w okolicach Hawajów. Oczywiście to zdecydowanie optymistyczny scenariusz. A najbardziej pesymistyczny scenariusz to awaria znaczącej ilości silników zaraz po uniesieniu się z platformy wraz z upadkiem rakiety na platformę i MOAE (mother of all explosions). Biorąc po uwagę że w czasie testów statycznych B9 nie udało się ani razu utrzymać przy życiu wszystkich silników, to taka awaria jest zupełnie realna. Szczególnie że B9 jest trochę cięższy tym razem i to oznacza że jest mniejszy margines bezpieczeństwa w ilości silników jakie mogą się zepsuć. Najbardziej ryzykowne jest pierwsze kilka – kilkanaście sekund. Potem rakieta zdąży już spalić na tyle paliwa i stracić na tyle wagi że progresywnie utrata silników będzie coraz mniejszym problemem.
Drugi, nowy punkt ryzyka to separacja. Wiemy że ten dodatkowy segment jaki dodano jest wystarczająco przetestowany i raczej nie złamie się pod ciężarem S25 nawet w najgorszym momencie (zaraz przed separacją gdy przeciążenia są największe), ale nie wiemy co będzie w momencie separacji, bo tego nie testowano. W sumie dziwne że dla testu nie postawiono S25 na tym segmencie i nie odpalono trzech silników na moment. Pewnie albo było to zbyt czasochłonne albo są na tyle pewni swoich analiz że nie muszą testować.
Cóż, dowiemy się za kilka dni…