Dziś ciąg dalszy wspomnień z Peru. Tym razem będzie o Cusco – mieście, które było naszą bazą wypadową. Mieście, które było stolicą imperium Inków przez około 200 lat.
Cusco leży w dolinie między górami, ale nawet jak na miasto w dolinie, to znajduje się na sporej wysokości – średnio około 3300 metrów n.p.m! Otaczające je góry mają od 4000-6000 metrów, a najwyższy szczyt (Sallqantay) ma 6271 metrów. Te wysokości to nie przelewki – mój zegarek z barometrem pokazywał średnie ciśnienie atmosferyczne w Cusco w okolicach 670 hPa. A mój organizm mówił że powietrza jest zdecydowanie za mało. Na początku nawet wybranie się z łóżka do łazienki powodowało zadyszkę. Ale po pewnym czasie się przyzwyczailiśmy, choć nawet ostatniego dnia gwałtowniejsze ruchy powodowały zadyszkę.
Samo miasto zostało stworzone na planie pumy (zwierzęcia, nie firmy!). W centrum znajduje się piękny plac, a na nim dwa kościoły – ona zbudowanie na fundamentach świątyni Inków. Nad miastem góruje krzyż z Jezusem a’la Świebodzin – biorąc pod uwagę rzeź jaką dokonali Hiszpanie w ramach nawracania tubylców, to ten krzyż tak pasuje równie bardzo jak pomnik swastyki w Oświęcimiu. Jednakże hitlerowcy przegrali podczas gdy katolicy wygrali, a to wygrani piszą historię.
Miasto podzielone jest dziesiątkami wąskich uliczek oraz trzema dość szerokimi arteriami. Myśmy głównie poruszali się po turystycznej części miasta – wg. zapewnień lokalnych (a także naszych odczuć) jest ona w 100% bezpieczna zarówno w dzień jak i w nocy. Za to inne fragmenty miasta są nie zalecane dla turystów, szczególnie nocą. Przestępczość w Cusco jest niewielka i raczej ogranicza się do drobnych kradzieży, ale lepiej uważać. Ludzie znający się na rzeczy tłumaczyli że Peruwiańczycy raczej nie są skłonni do jakichś poważniejszych przestępstw i najgorsze co się może zdarzyć to utrata portfela. To wielka różnica w stosunku do Brazylii, gdzie złodzieje wyjmują zazwyczaj portfel dopiero z martwego ciała turysty. Ale nam się nic nie stało, a wręcz przeciwnie – w ciągu tych kilku dni mieliśmy wrażenie 100% bezpieczeństwa, pewnie bardziej bał bym się chodzić nocą po Miami niż po Cusco.
Jedzenie – było NIESAMOWITE. Cusco oferuje niezwykłą wręcz ilość restauracji, w których zarówno jakość potraw jak i obsługi jest na poziomie o którym USA może tylko marzyć. A do tego jest BARDZO tanio. W samym centrum można zjeść przyzwoity, dwudaniowy obiad wraz z piwem za około 30 soli = $11. W ultra-luksusowych restauracjach cena obiadu waha się od 30 do 50 soli. Najdroższą potrawą w menu jest zwykle świnka morska. Nasz przewodnik mówił że świnki morskie uważane są za delikates i mieszkańcy jedzą je tylko z okazji świąt i ważnych wydarzeń. Mi się udało zjeść jedną i potwierdzam że jest to dość ciekawe w smaku zwierzę – mięso ma bardzo silny posmak trawy (a może liści coca?). Jedzenia w takiej śwince nie ma za dużo, za to zabawy z obieraniem maleńkich kosteczek jest sporo. Inną typową potrawą są najróżniejsze dania z Alpaci (kuzynka Lamy o miększej sierści) – mięso jest bardzo pyszne i delikatne.
Napoje – piwo to oczywiście Cusquena – jest ono w kilku rodzajach, wszystkie są dość specyficzne (choć dość smaczne) i raczej mało bąbelkowe. Bąbelków brakuje we wszystkich napojach gazowanych, ale to wina dużej wysokości i niskiego ciśnienia nie pozwalającego na nasycenie napoju CO2. Także z herbatą jest mały problem – woda na 3300 metrów gotuje się w temperaturze około 88C i herbata się nie parzy tak jak trzeba. Ale to mały problem, jako że nikt nie pije zwykłej herbaty. W zamian wszyscy piją wywar z liści coca. Tak, to te same liście, z których wytwarza się kokainę, ale czytelnicy nie muszą się martwić tym że zostałem narkomanem – żeby poczuć cokolwiek, trzeba by zrobić herbatę z kilkudziesięciu kilogramów tych liści a nie kilku gramów. Herbata smakuje tak jak mięso świnki morskiej – jak siano. Ludzie się nią zachwycali, ale ja nie zauważyłem żadnej reakcji po niej – ani mnie nie pobudzała, ani nie powodowała (jak u innych) pędzenia na siku. Po prostu ciepła woda o lekkim smaku siana. Wolę piwo.
Pisco – pisco to alkohol produkowany z winogron. Byliśmy na degustacji tego trunku w restauracji kryjącej się pod nazwą „Museum of Pisco” i dowiedziałem się że cały proces jest dość skomplikowany, a smak pisco zależy od tego z jakich winogron było ono wyprodukowane. Tak jak z whisky, w przypadku pisco miesza się różne jego rodzaje by wyprodukować specyficzny smak, ale mieszanie może nastąpić zarówno na poziomie gotowego alkoholu (jak w przypadku whisky), ale można także mieszać rodzaje winogron przed fermentacją. Smaki i zapachy różnych rodzajów pisco potrafią się diametralnie różnić, moim zdaniem najsmaczniejsze (i najlepiej pachnące) było pisco produkowane z winogron gatunku „Italia”. Pisco Sour to napój oparty o pisco, ale ma ona także w swoim składzie białko świeżego jajka, lemoniadę (z bąbelkami) i gorzkie zioła. Czytelnicy czytający blog od początku pewnie pamiętają moje opisy pisco sour z Chile. Peruwiańczycy uważają że chilijskie pisco to śmieć i nawet nie powinno się tak nazywać, jako że tylko Peru produkuje PRAWDZIWE pisco.
Zakupy – Cusco zostało moim zdaniem zaprojektowane tak by w jak najbardziej skuteczny sposób oddzielić gringos od ich pieniędzy. Co kilka kroków jest sklep z przepięknymi a jednocześnie niezwykle tanimi produktami zrobionymi z wełny Alpaci. W samym centrum oczywiście ceny są dość wysokie (choć możliwości negocjacji cen są niesamowite), ale idąc główną drogą w dół trafiamy do Centro Artesanal Cusco, gdzie ceny są tak niskie (i nadal można je dość intensywnie negocjować) że aż trudno nie kupić wszystkiego na czym spocznie nasz wzrok. Przykładowe ceny – koszulka z jakimś nadrukowanym napisem $3, koszulka z wyszytym napisem $5, piękny, ręcznie robiony blankiet z Alpaci $20. Najdroższym prezentem jaki sobie kupiliśmy był ręcznie tkany obrus – wykonany w 100% ręcznie – od ostrzyżenia Alpaci, poprzez splątanie włókien, ich ufarbowanie (naturalnymi barwnikami) aż do jego utkania. Kupiłem go od kobiety która płakała że trzy tygodnie po 4 godziny dziennie nad nim pracowała. Za $40…
Karnawał – mieliśmy wątpliwe szczęście trafić na karnawał w Cusco. Dzień wcześniej sprzedawano wszędzie jakieś puszki z czymś w spray’u – nie wiedzieliśmy co to jest, ale nie przejmowaliśmy się za bardzo. W dzień karnawału trafiliśmy na rynek i ustawiliśmy się wraz z lokalnymi na oglądanie parady. Parada była taka sobie, ale dość szybko okazało się do czego służą te puszki – były w nich olbrzymie ilości pachnącej i kolorowej piany którą wszyscy zaczęli się lać. Zakupiłem jedną taką puszkę i wręczyłem żonie by w razie czego dokonała wendety na kimś kto by chciał nas popaskudzić. I to był błąd – jak tylko zauważono że jesteśmy w posiadaniu takiej puszki, to lokalni uznali że pewnie chcemy walczyć. Po tym jak przez moment zarówno żona jak i ja wyglądaliśmy bardziej jak bałwany niż ludzie, zdecydowaliśmy się uciec z miasta i pójść obejrzeć ruiny fortecy Saksaywaman. To było dobre posunięcie, jako że po zużyciu wszelkich puszek miejscowa ludność przeszła na ataki balonami z wodą a następnie wiadrami.
A oto i 100 zdjęć z Cusco wraz z opisami:
|
Hotel w którym mieszkaliśmy (nie polecam!) |
|
Pani sprzedaje gruszki kaktusa – na miejscu je obiera i można zjeść (pyszne!) |
|
Uliczka koło naszego hotelu na której wszystkie sklepy sprzedawały tylko materace |
|
Jedna z uliczek |
|
Mobilne usługi pisania na maszynie |
|
Główna ulica |
|
Kafelki z panoramą Cusco |
|
Jedna z katedr |
|
Plac w centrum |
|
Następna katedra |
|
Plac w centrum |
|
Restauracje w centrum mają takie krużganki gdzie można jeść obiad i patrzyć na plac |
|
Znowu katedra |
|
Panie rzucające turystom na ręce lamę, dające sobie zrobić zdjęcie i nachalnie żądające za to pieniędzy |
|
Jedna z uliczek |
|
Trawa na placu |
|
Peruwiańczycy lubią pisać po stokach gór |
|
Inne ujęcie katedry |
|
Następna uliczka |
|
Znowu katedra i stroma uliczka |
|
Tak, tak, katedra, wiem |
|
To ta stroma uliczka |
|
Plac i wzgórza |
|
Mapka pokazująca trasę turystyczną |
|
Znowu stroma uliczka |
|
Wąska uliczka |
|
Uliczka ze sklepami |
|
Pozostałości po Inkach – przyzwoicie zrobione fundamenty |
|
Fundamenty z 15 wieku. |
|
Więcej zakupów |
|
Ładnie ubrane dzieci |
|
Katedra z boku |
|
I znowu katedra, ale ta druga |
|
Pub w centrum |
|
Znowu plac, ale tak pięknie że trudno nie zrobić zdjęcia |
|
Ślub |
|
Tym razem obie katedry w jednym ujęciu |
|
I znowu dwie katedry |
|
I plac + wzgórze |
|
Tak, tak, wiem że już nudne te zdjęcia |
|
Fontanna i król Inków na szczycie |
|
Uliczka na której były fajne sklepy i na której spotkaliśmy Polaków |
|
Ta sama uliczka, ale w drugą stronę |
|
Plac pod światło |
|
Inny plac, tu była knajpa z dobrymi ciastkami |
|
Znowu plac |
|
Drzwi do kościoła |
|
Jakieś uroczyste miejsce siedzące |
|
Starbucks też był! |
|
To nie jest katedra, ale zwykły kościół |
|
Muzeum w którym są pamiątki które amerykanie ukradli 100 lat temu i niedawno oddali |
|
Restauracja serwująca Pisco |
|
Uliczka |
|
Sporo domów jest niedokończonych |
|
Jeszcze węższa uliczka |
|
Muzeum sztuki prekolumbijskiej |
|
Uliczka wieczorem |
|
Pijemy Pisco Sour |
|
Usmażona świnka morska |
|
Plac w nocy |
|
Katedra w nocy |
|
Tutaj sprzedają chicha morada – pyszny napój z czerwonej kukurydzy oraz tamale |
|
Tak, tak, znowu plac |
|
Targ, mięsko na sprzedaż |
|
Ktoś chce kurczaczka? |
|
Znowu plac |
|
Parada i pierwsze ataki pianą |
|
Jacyś oficjale |
|
Parada |
|
Widok Cusco ze wzgórza |
|
Cusco ze wzgórza, widać dziki tłum walczący na pianę i balony z wodą |
|
Cusco z góry |
|
Znowu Cusco z góry |
|
Następna stroma uliczka |
|
W tej restauracji była Cameron Diaz! |
|
Pyszna restauracja (ta od Cameron, ale jedzenie było super) |
|
Mokra młodzież po atakach balonami i wiadrami |
|
Znowu Cusco z góry |
|
I jeszcze raz Cusco z góry |
|
I znowu z góry |
|
Tego dnia plac był pusty |
|
Uliczka koło hotelu i brama do starego miasta |
|
Jakiś kościół |
|
Tu chyba sprzedawali książki |
|
Malunek na ścianie |
|
Fontanna przy wjeździe na stare miasto |
|
Targ z tanimi produktami |
|
Fontanna z przodu |
|
Wewnątrz targu |
|
Raj dla gringos |
|
Inna uliczka |
|
Uliczka i typowa pani |
|
Sklep odzieżowy |
|
Sprzedawczyni tamali z dzieckiem na plecach |
|
Procesja |
|
Znak który nie przeszedł by w USA |
|
Pojemnik na kukurydzę |
|
Tak, wiem, ta uliczka już była, ale jest taka piękna… |
|
Chodnik |
|
W środku teatru |
Like this:
Like Loading...