SpaceX nie planuje próbować lądowania (czy raczej miękkiego wodowania) Starship w czasie pierwszego próbnego lotu. Wszyscy się zastanawiają dlaczego a mi się wydaje że mam rozwiązanie tej zagadki. Powód jest prozaiczny – załóżmy że się uda. I co wtedy? U wybrzeży Hawajów pojawi się wielki, pływający obiekt. Zagrażający statkom. Grożący katastrofą ekologiczną gdyby dotarł do którejś z wysp. SpaceX ma już dość dobrze przesterowanych manewr lądowania Starship, dodatkowa proba by wiele nie dała, szczególnie że trudno było by zmierzyć precyzyjność tego lądowania a w końcu to w tym momencie jest najważniejsze. A problemów w razie gdyby się udało jest sporo. Lepiej pozwolić rakiecie przywalić w wodę z dużą prędkością tak, by szanse na to że coś zostanie na powierzchni były minimalne.
Z boosterem jest zupełnie odwrotnie – wodowanie będzie relatywnie blisko brzegu. SpaceX nie próbował jeszcze manewru lądowania boosterem, nie powinno być z tym większych problemów jako że dynamika jest bardzo podobna do dynamiki pierwszego stopnia F9. W sumie jedyne co trzeba przetestować to co i jak bardzo się stopi podczas wejścia w atmosferę bez reentry burn. I do tego przydało by się odzyskać booster. Jak usiądzie miękko na wodzie i miejmy nadzieje nie rozpęknie się, to SpaceX weźmie jeden z holowników i przyciągnie go do portu.
SpaceX ma raczej dobrą statystykę lotów testowych. Poza pierwszymi próbami Falcona 1, wszystkie inne ich rakiety zachowywały się bardzo poprawnie w czasie swoich dziewiczych lotów. Nawet Falcon Heavy. Dlatego spodziewam się powtórki za tydzień – wszystko uda się bez żadnych widocznych okiem laika problemów. A jednocześnie marzy mi się wyskoczenie do Boca Chica i zobaczenie tego na żywo, ale nie mam opcji wzięcia wolnego na tyle dni, nawet opcja pracy zdalnej nie za bardzo wchodzi w rachubę z uwagi na krytyczny okres w pracy.