NASASpaceFlight opublikowała dziś bardzo ciekawy (choć jednocześnie potwornie nieczytelny) artykuł o najnowszych postępach w programie komercyjnych lotów załogowych. Tu mała dygresja do czytelników – czy nie macie czasem wrażenia że styl artykułów w NSF jest bardzo trudny do zrozumienia? Informacje są wymieszane i trudne do wyłapania a ważne punkty ukrywają się pomiędzy tradycyjnym bełkotem mającym na celu zwiększenie ilości słów. Przynajmniej ja mam takie wrażenie za każdym razem jak próbuję coś tam przeczytać. Niemniej jednak informacje jakie mają są niezwykle ciekawe:
SpaceX nadal planuje pierwszy lot bezzałogowy swojej załogowej kapsuły na jesieni tego roku – to pomimo wcześniejszych informacji że lot ten został przełożony na wiosnę 2018. Firma ma spore postępy – spadochrony zakończyły certyfikację i są na etapie produkcji, ramię którym ma wchodzić załoga jest praktycznie gotowe i możemy się spodziewać jego instalacji w najbliższym czasie (spora przerwa między startami Intelsat 35e a CRS-11 może wskazywać że jeszcze w lipcu zobaczymy ramię zamontowane na platformie), SpaceX jest w trakcie testów kwalifikacyjnych swoich skafandrów (jeden test już się udał), kapsuła która zostanie użyta do pierwszego lotu jest w końcowych etapach składania, silniki Merlin 1D block 5 są testowane w Texasie (i podobno ich parametry powodują opadanie szczęki nawet u ekspertów), wydaje się że SpaceX udało się zlikwidować większość jeżeli nie wszystkie najważniejsze problemy jakie wytykała im NASA – pękające łopatki w turbinach, problemy z marszczeniem się butli COPV i pewnie jakieś inne.
Boeingowi także dobrze idzie – pierwszy Starliner, który ma polecieć w połowie przyszłego roku jest już gotowy i firma właśnie go „uruchamia” – testuje wszystkie systemy itp. Oprogramowanie do kapsuły też jest już praktycznie gotowe, firma właśnie dokonuje jego zamrożenia. Dwa pozostałe Starlinery są na różnych etapach budowy, jednak ich puszki ciśnieniowe są już także gotowe. Tak, docelowo mają być tylko trzy sztuki – jeden będzie w kosmosie a dwa będą przygotowywane do następnych lotów. Firma przetestowała także spadochrony Starlinera i są one już w produkcji. O skafandrach było wcześniej więc nie powtarzam. Boeing wydaje się na oko być na znacznie bardziej zaawansowanym etapie prac niż SpaceX – platforma jest gotowa, rakieta jest gotowa, kapsuła gotowa, spadochrony gotowe, skafandry gotowe. Jednak firma ma bardzo wyśrubowane wymagania jakości i pomimo obecnego stanu postępów osiągnięcie pierwszego lotu zajmie im jeszcze rok.
Obu firmom się dostało w dziedzinie kultury jakości. Boeing został skrytykowany przez NASA za zbyt pedantyczne podejście do jakości – firma na ślepo komplikuje sobie zadania bez zadawania sobie pytania czy komplikacja taka ma sens. SpaceX dostało się bardziej – NASA zauważa że awaria F9 z AMOS była podręcznikowym przykładem zaniedbań w polityce jakości. SpaceX dobrze wiedział o problemie i był w trakcie wdrażania nowych COPV, jednak nie przeanalizowano potencjalnego drzewa awarii i używano agresywnego sposobu tankowania kriogenicznego helu który powinien był być używany dopiero z nowymi COPV. NASA się martwi że takich problemów może być więcej i dlatego planuje bardzo dokładną analizę całej dokumentacji jaką jej SpaceX dostarczy. Agencja zauważa że podejście „agile” stosowane przez SpaceX z jednej strony prowadzi do szybkiej ewolucji systemów ale z drugiej powoduje powstawanie ryzyka. Jednak zauważa się że SpaceX modyfikuje swoje procedury tak by pogodzić innowacyjność z zasadami bezpieczeństwa wymaganymi przez NASA.
Oczywiście problemem jest spełnienie wymagania prawdopodobieństwa utraty załogi. W końcu się dowiadujemy skąd pojawiło się 1:270 – promy kosmiczne miały obliczone szanse utraty załogi jako 1:65 – na 130 lotów było dwa przypadki utraty załogi. NASa sobie wymyśliła że nowe pojazdy muszą być 10 razy bardziej bezpieczne niż promy i początkowo zarządała żeby firmy zapewniły szanse utraty załogi na poziomie 1:650. Jednak wszyscy uznali tą wartość za niemożliwą i NASA zmniejszyła swoje wymogi do 1:270. Jednak już po podpisaniu kontraktów pojawiły się nowe, dużo bardziej agresywne modele uszkodzeń związanych z uderzeniami mikrometeorytów. Modele te używane są do obliczania szansy utraty załogi i te nowe modele spowodowały że osiągnięcie 1:270 wydaje się niemożliwe. Do tego stopnia że NASA po przeanalizowaniu danych doszła do wniosku że nawet spore dodatkowe inwestycje nie są w stanie zwiększyć bezpieczeństwa kapsuł. Jednak to wygórowane wymaganie spełniło swoją rolę – NASA zauważa że obie firmy włożyły bardzo dużo pracy w minimalizację ryzyka utraty załogi i dzięki temu kapsuły będą znacznie bezpieczniejsze niż promy kosmiczne.
Czyli podsumowując – Boeing jest prawie gotowy ale zajmie mu jeszcze rok zanim uda się wystrzelić pierwszą kapsułę. SpaceX jest daleki od gotowości, ale planuje wystrzelenie kapsuły za kilka miesięcy. Za mniej-więcej rok będziemy wiedzieli czy jedna firma była przesadnie optymistyczna czy raczej druga była zbyt ostrożna i dokładna.