Dziś trochę nietypowy post, bo bardziej o samolotach niż rakietach, ale oczywiście nie zabraknie Starship i Starliner. A wszystko dlatego że w ciągu ostatnich dni pojawiły się wywiady z CEO Airbusa i Boeinga na temat planów firm wypuszczenia nowych samolotów.
Airbus ma dość sprecyzowane plany – do 2035 chce wypuścić następcę A320Neo – prawdopodobnie z silnikami „open rotor”. Wspomina się także o napędzaniu ciekłym wodorem. Samoloty w takiej konfiguracji powinny być o kilka-kilkanaście procent bardziej oszczędne niż obecne. O ile w powszechne zastosowanie wodoru w ciągu najbliższych 10-15 lat jakoś nie wierzę, o tyle samoloty z „open rotor” wydają się realne, choć nadal problemem jest głośność, wibracje i bezpieczeństwo. Jednak te kilka procent oszczędności w zużyciu paliwa może nie być wystarczające by walczyć z konkurencją, która robi może mniej oszczędne samoloty, ale za to znacznie tańsze.
Szef Boeinga jest bardziej zdecydowany – uważa że nie ma sensu budowa samolotu dopóki nie da się zmniejszyć zużycia paliwa o 20-30% w stosunku do obecnych samolotów. I że nie ma żadnych szans by taka technologia pojawiła się przed 2035 więc Boeing nie planuje żadnego nowego modelu samolotu do tego czasu. Tak, firma współpracuje z Nasa nad tym „dwupłatowcem” ale symulacje pokazują że taki układ da co najwyżej 9% oszczędności – dużo za mało żeby inwestować miliardy dolarów. I tak, planują klepać 737-Max co najmniej do 2035 a może i dłużej. Podobnie z 787 i 777-X. Obiecywany 797 raczej nie nastąpi w ciągu najbliższych kilkunastu lat. CEO Boeinga nie martwi się tym że pojawi się „trzeci” konkurent (poza Airbus) bo wg. niego nie ma żadnych rewolucyjnych technologii które taki konkurent mógłby wykorzystać by zagrozić duopolowi Boeing-Airbus. Tak, przez następne kilkanaście lat udział Boeinga w rynku będzie systematycznie malał, ale zyski będą rosły z uwagi na nie inwestowanie w nowe produkty a w końcu akcjonariuszy interesują tylko krótkoterminowe zyski. Zapytany o Starliner, CEO Boeinga powiedział że na pewno się nie wycofują z projektu i że zamierzają na nim zarobić pieniądze. Firma uważa że na rynku jest miejsce dla dwóch kapsuł i że docelowo Starliner znajdzie chętnych. Cóż, mam nadzieję że się nie myli, szczególnie że akcjonariuszy interesują tylko krótkoterminowe zyski 😉
A żeby nie było postu bez wspomnienia Starship – czyżby to właśnie Starship był tym „trzecim” konkurentem w którego możliwość powstania nie wierzy CEO Boeinga? Zaletą Starship jest to że musi walczyć z grawitacją i oporami powietrza tylko przez kilka minut a nie przez kilka-kilkanaście godzin jak to się dzieje w przypadku długodystansowych samolotów. Dzięki temu pewnie jest pewien minimalny dystans przy którym Starship będzie zużywał mniej paliwa na jedną osobo-milę niż obecne samoloty. Ze Starship jest kilka problemów. Pierwszy z nich przypomina problemy kolei w USA – lotniska buduje rząd federalny, ale platformy startowe będzie musiał budować SpaceX a to wcale nie jest tanie i może zmienić rachunek ekonomiczny. Drugi to certyfikacja FAA dla lotów pasażerskich – samoloty mają olbrzymią ilość regulacji opartą o lata doświadczeń i dziesiątki tysięcy trupów które pokazały że trzeba coś zmienić / dodać. Jak to powtórzyć w przypadku lotów suborbitalnych? Np. czy w Starship będą musiały latać stewardesy? Czy będą potrzebne wyjścia awaryjne? Czy wystarczą jednopunktowe pasy bezpieczeństwa? No i czy będą popielniczki w toaletach (i czy będą toalety?). O tym jak zapewnić bezpieczne lądowanie w przypadku awarii wszystkich silników nie wspomnę. Pewnie będzie jak za początków lotnictwa i dopiero po kilku katastrofach i setkach trupów nauczymy się co jest ważne w budowie takich pojazdów. Trzeci problem to huk. Startujący Starship jest bardzo głośny, a lądujący jeszcze głośniejszy. To znacząco ogranicza ilość miejsc gdzie będzie on mógł startować / lądować. Pomysł Muska z pływającymi platformami jest super, ale znacząco zwiększa czas podróży (łodzie są jednak znacznie wolniejsze od samolotów czy pociągów) i oczywiście ogranicza ilość miejsc skąd Starshipy mogą startować / lądować.
Biorąc to wszystko pod uwagę zastanawiam się czy przyszłością nie jest coś hybrydowego – coś co potrafi wystartować/wylądować z wykorzystaniem zwykłego lotniska a następnie na odpowiedniej wysokości uruchomić silniki rakietowe i wyskoczyć poza atmosferę. Tylko czy takie coś jest możliwe?