Gdzie dwóch się bije…

Czyli wygląda na to że NASA coraz bardziej niepokoi się brakiem postępów SpaceX do misji Artemis III i zaczyna coraz poważniej patrzyć na alternatywę – Blue Moon. W tym momencie sytuacja jest trochę jak z wyścigiem kapsuł załogowych pomiędzy Space a Boeingiem w 2019 roku – wtedy to SpaceX wybuchła kapsuła Dragon w czasie testów silników SuperDraco i wszyscy (włącznie ze mną) myśleli że pierwszy w kosmosie będzie Boeing i Starliner. Podobnie w tym momencie wygląda na to że pierwszy na księżycu wyląduje Blue Origin za pomocą Blue Moon MK 1. Misja jest niezwykle optymistycznie planowana na pierwszą połowę 2026 i zakładając udane lądowanie boostera New Glenn w październiku, to jest jakaś szansa na zobaczenie próby lądowania w 2026. Szczególnie że misja Blue Moon MK 1 nie wymaga jakichś wielkich rewolucji technologicznych – zwykły New Glenn jest w stanie ją wysłać na Księżyc. To w odróżnieniu od księżycowego Starship który żeby mógł polecieć na Księżyc, to SpaceX musi opanować dwie bardzo trudne (i kosztowne w rozwoju) technologie – wielokrotne używanie Starshipów i tankowanie na orbicie. O technice samego lądowania na księżycu nie wspomnę – kilka świeżych kraterów pokazuje że nie jest to takie łatwe. A wylądowanie tak żeby dało się wystartować – to dodatkowe utrudnienie.

Z drugiej strony lądowanie MK 1 na Księżycu niewiele znaczy, do lądowania ludzi na Księżycu potrzebny jest MK 2 a ten takę wymaga tankowania na orbicie – jednak tylko jednego zamiast kilkunastu. W sensie ryzykowności to Blue Moon wydaje się znacznie bezpieczniejszą alternatywą. Ale jeżeli naszym celem jest coś więcej niż tylko postawienie flagi i zrobienie kilku zdjęć na Księżycu, to jednak Starship ze swoim udźwigiem jest niepokonany.

Całą sytuację komplikują relacje Musk-Trump. Wygląda na to że się one znowu pogorszyły – Musk dość rozsądnie wzywa do zaciśnięcia pasa i opanowania wydatków USA, Trump zaś obniża podatki najbogatszym i zwiększa wydatki na wojsko bez martwienia się o deficyty. Założenie jest że USA wyciągnie się z długów przez znaczący wzrost produktywności który pojawi się dzięki robotom i AI. Że jesteśmy u progu nowej rewolucji przemysłowej i wszystko będzie tak zupełnie inne za kilka lat, że nie ma sensu martwić się obecnie wydatkami. Jak to zauważył Thiel w wywiadzie – Musk, który w sumie jest głównym mesjaszem tej rewolucji (roboty Tesli, autonomiczne samochody) nie wierzy w nią, bo gdyby wierzył to nie martwił by się wydatkami.

Cóż, sytuacja jest nieciekawa. SpaceX miał całą serię „braku szczęścia” i teraz czekamy na to co dalej. Jednocześnie Musk znowu się bierze za politykę zamiast zająć się swoimi firmami. Trudno powiedzieć jak się skończy obecne zderzenie Trump-Musk, ale nawet jeżeli Muskowi uda się osiągnąć jakiś taktyczny sukces, to strategicznie jest skończony. Zarówno republikanie jak i demokraci patrzą na niego jak na wroga a to oznacza że długoterminowo wszelkie wielkie kontrakty czy subsydia będą omijały SpaceX i Teslę. I tu dochodzimy do tytułu postu – wielkim wygranym jest Bezos. Kuiper, New Glen, Blue Moon, New Armstrong – to wszystko nagle ma sens. Firmy których biznes plan zakładał upadek Muska nagle okazują się sensownymi inwestycjami. A tak było pięknie…

Marek Cyzio Opublikowane przez: