I nie leci

Planowałem że mój pierwszy post w tym blogu będzie z opisem cudownego startu promu kosmicznego – Discovery miał wznieść się w kosmos 1 listopada. Ale jak to zwykle z NASA bywa, nie można niczego planować zakładając że uda im się za pierwszym razem. Najpierw okazało się że cieknie im hydrazyna (czy coś równie obrzydliwego/trującego). Najpierw z niedowierzaniem sprawdzili czy nakrętki są dokręcone dobrze. Były, a przy sprawdzaniu wyciek magicznie znikł. Ale po długim myśleniu zdecydowali się na wymianę uszczelek. Potem zaczął im uciekać azot. Znowu wymiana uszczelek. Potem pojawiły się kłopoty z zapasowym kontrolerem jednego z silników – wyglądało na to że coś, gdzieś nie kontaktuje. Nie naprawili – po kilku pstryknięciach przełącznikiem problem znikł. Ale start się znowu opóźnił. Potem pogoda nie sprzyjała – w czwartek przechodził jakiś zimny front i lało. Dziś w nocy wydawało się że wszystko co mogło przeszkodzić w starcie jest już za nami, o 3 nad ranem rozpoczęli operację tankowania zbiorników ciekłym tlenem i wodorem. I natychmiast ją zakończyli, bo rura odprowadzająca gazowy wodór (ciekły ciągle im paruje i trzeba pary odprowadzać od wyrzutni do takiego śmiesznego palnika daleko z boku) nie jest całkiem szczelna i wodór z niej ucieka. I znowu nie poleciał. Cały tydzień dzień w dzień rano szykuję sprzęt fotograficzny i informuję szefa że biorę popołudnie wolne, tylko po to by powtórzyć to następnego dnia. A najgorsze że start przełożono na 4 nad ranem 29 listopada! Kto to widział wstawać o takiej porze!

W związku z tym pierwszy post jest beznamiętny – ani ładnych zdjęć, ani wspaniałych opisów startu.

Marek Cyzio Opublikowane przez: