Tym razem znaleźli winnych rozsmarowania się Schiaparelli o Marsa. Oczywiście znowu programiści – jakiś błąd w oprogramowaniu spowodował że lądownik jednocześnie pozbył się spadochronu i osłony termicznej. A potem włączył silniki tylko na 3 sekundy, bo mu się wydawało że jest tuż nad powierzchnią Marsa (ciekawe czy przypadkiem sygnał radarowy nie odbił się od spadającej razem z nim osłony). Następnym krokiem było uznanie że lądowanie się udało i włączenie różnych przyrządów badawczych które miały zostać włączone właśnie po wylądowaniu. Problem w tym że to wszystko wydarzyło się 2 do 4 kilometrów nad powierzchnią Marsa a do tego Schiaparelli nadal poruszał się z naddźwiękową prędkością. Resztę znacie – jakiś czas później Schiaparelli „wylądował” przywalając ze sporą prędkością w Marsa. Nastąpiła eksplozja zbiorników paliwa (pełnych, bo miały paliwo na co najmniej 27 sekund działania silników) i Mars ma nowy krater.
Zawsze w takiej sytuacji się pytam – a gdzie była QA??? Wyraźnie lądownik napotkał scenariusz, którego nikt nie przetestował. To zazwyczaj nie jest wina twórców oprogramowania, ale osób testujących je.