Kangury poleciały w kosmos – start Delta IV z satelitą WGS-6

Dlaczego kangury możecie się dowiedzieć w poprzednim poście 🙂

Zgodnie z zapowiedziami wybrałem się na start Delta IV z satelitą WGS-6, ale jednak zdecydowałem się obejrzeć go z tego samego miejsca co start WGS-5. I chyba była to słuszna decyzja, bo widoki (pomimo linii energetycznych psujących amosferę) były wspaniałe!

Na start przyjechało bardzo, bardzo dużo ludzi – pamiętam starty promów kosmicznych które przyciągały mniej widzów. Droga 528 była po obu stronach obleziona ludzką stonką a na 401 było tyle ludzi że policja się zlitowała i pozwoliła im parkować od strony portu. Ja pojechałem aż pod wjazd do bazy wojskowej, na koniec 401. Zaparkowałem na parkingu pod SpaceX i zająłem z góry upatrzoną pozycję na szczycie jednej z trybun. Będąc troszkę wyżej niż inni znacząco zmniejsza się szanse na zostanie zjedzonym przez komary, dla których dziś był szczególny dzień – niektóre nie mogły wręcz uwierzyć w wybór i dostępność jedzenia i latały od jednej osoby do drugiej nie mogąc się zdecydować kogo ugryźć. Niestety były też zdecydowane, przez co teraz piszę i drapię się.

W lagunie szalały skaczące ryby (które pewnie polowały na komary i inne owady) oraz delfiny (które pewnie polowały na skaczące ryby). Tak jak napisałem było dużo ludzi, choć jednak większość zdecydowała się na oglądanie stratu z zakrętu na 401, do samej bazy dotarło trochę mniej osób. Słyszałem holenderski i niemiecki, czyli byli też turyści.

Sam start odbył się bez żadnych zakłóceń, o 20:29 uruchomiono silniki, najpierw pojawiła się łuna powstała w wyniku zapalenia się chmury ciekłego wodoru (o tej chmurze pisałem już kiedyś, to taka przypadłość systemu uruchamiania silnika RS-68), potem zrobiło się jasno a potem BARDZO jasno. Rakieta, dzięki czterem pomocniczym rakietom na paliwo stałe wznosiła się bardzo szybko. Ryczała i skwierczała też bardzo ładnie, jest nagranie poniżej. Widok był wspaniały, bo pomimo że u nas na poziomie morza było już po zachodzie słońca, to rakieta dość szybko wzniosła się na wysokość gdzie słońce jeszcze świeciło. Można było obejrzeć moment separacji rakiety i rakiet pomocniczych – widok był naprawdę piękny. Ale najpięknieszy moment nastąpił (niestety nie mam zdjęcia) gdy odrzucony został pierwszy stopień Delta IV i uruchomiono silnik RL-10. Powstał wtedy charakterystyczny „aniołek” jaki zostawia silnik rakietowy pracujący w górnych warstwach atmosfery. Przez moment się zaniepokoiłem czy wszystko jest w porządku, bo wyraźnie było widać że odpadły dwa niezależne kawałki. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie że jeden z nich to pierwszy stopień a drugi to osłona łącząca pierwszy i drugi stopień.

Powrót do domu był troszkę nerwowy, bo ludzie mają jakiś ograniczony isntynkt samozachowawczy i nieoświetleni wyłażą na środek autostrady. Ale udało mi się ominąć wszystkich samobójców i dotrzeć do domu o porze na tyle rozsądnej że mogłem napisać tego posta nie narażając się na gniew żony.

A oto i zdjęcia:

Delfiny w lagunie
Navaho widział już tyle startów, że ten go nie wzruszył
Ludzie czekają na start
Zaraz będzie zapłon
Zapłon i kula ognia z wodoru
Silnik RS-68 pracuje
Wszystkie silniki uruchomione, rakieta idzie do góry
Wynurzyła się w całości
Coraz wyżej
RS-68 i cztery silniki rakiet pomocniczych dają piękny ogień
Coraz wyżej
W locie
Odblask w lagunie
Po odrzuceniu rakiet pomocniczych
Dym

I filmik który nakręciłem:

Marek Cyzio Opublikowane przez: