Moja żona zadała dziś bardzo dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi więc jak macie jakieś pomysły to proszę o pomoc. Chodzi o ten dziki sposób separacji stopni w Starship. Jak widzieliście w czasie transmisji, nie ma żadnego siłownika hydraulicznego jak np. w Falcon 9 który by popchnął drugi stopień. Zastanawiałem się dlaczego i powód może być relatywnie prosty – ilość paliwa niezbędna do wykonania tego manewru obrotu prawdopodobnie jest mniejsza niż masa niezbędnego żelastwa do separacji. Że nie wspomnę o potencjalnych problemach związanych z wydłużeniem interstage żeby to żelastwo się zmieściło. Poza tym i tak trzeba rakietę obrócić by pierwszy stopień mógł wrócić na platformę startową. A obracanie z zamocowanym drugim stopniem jest łatwiejsze bo środek masy jest korzystnie położony (jak ktoś kiedyś jeździł Corvette to wie o co chodzi). I tu nadchodzi bardzo ciekawe pytanie mojej żony – jak już będzie załogowa wersja Starship, to jak taki obrót zniosą astronauci? Przyjemne to na pewno nie będzie. Jednak dzięki temu że środek ciężkości całego zestawu jest gdzieś w Starship, to kabina załogowa nie będzie musiała zatoczyć wielkiego łuku – szanse na pawia będą mniejsze. Podobny problem mamy z ładunkami – będą one musiały być tak projektowane by wytrzymać ten manewr – to jednak zupełnie inne kierunki sił niż w czasie normalnych startów tradycyjnych rakiet. Ciekawe jak bardzo?
SpaceX uwielbia używać siły odśrodkowej – np. satelity Starlink są w ten sposób dosłownie rozrzucane na różne orbity. W sumie to niegłupie – im mniej urządzeń tym mniejsza szansa że coś się zepsuje. Ale Starlinki są specjalnie zaprojektowane by to przetrwać. Ciekawe jak wojsko zareaguje na taki sposób separacji stopni skoro obecnie nawet nie pozwala na poziomą integrację niektórych ładunków?