The Moscow Times informuje że znalazł się kupiec na SeaLaunch. Nie wiadomo kto i za ile. Jednak raczej prawie na pewno nie jest to firma próbująca wznowić loty rakiety Zenit 3SL z platformy. Napięcia na linii Rosja-Ukraina gwarantują że ta rakieta nie będzie produkowana – cała produkcja odbywała się na Ukrainie, jednak 70% części pochodziło z Rosji.
Kto więc mógł kupić Sea Launch? Może firma, która planuje wystrzeliwać wielkie rakiety na Marsa? Albo firma która potrzebuje bardziej stabilnej platformy do lądowania swoich rakiet na Atlantyku? Tego się pewnie wkrótce dowiemy, ale jak pamiętacie SpaceX się zarzekało że swoją wielką rakietę znaną pod dość niegrzecznym skrótem BFR będzie wystrzeliwało właśnie z platformy na oceanie. To akurat pewnie tylko marzenia – Sea Launch udowodniło dość wyraźnie że ten model jest bez sensu. Jednak BFR musi gdzieś lądować a wszelkie symulacje pokazują że w przypadku tak wielkiej rakiety powrót na platformę startową nie ma ekonomicznego sensu – o ile lądowanie na Atlantyku „kosztuje” rakietę kilka procent udźwigu, o tyle powrót na platformę to utrata co najmniej 1/3 udźwigu. A to oznacza że optymalnym rozwiązaniem było by lądowanie na zakotwiczonej w stałym miejscu na Atlantyku platformie, ponowne zatankowanie i krótki skok do KSC. W ten sposób można by nadal utrzymywać dużą częstotliwość lotów za pomocą małej ilości rakiet wielokrotnego użycia a jednocześnie nie stracić za dużo udźwigu rakiety. Oczywiście podobne obliczenia wykonał także Blue Origin i bardzo możliwe że to oni mogli kupić platformę jako część przygotowań do lotów swojej „większej” rakiety.