Lodówka na kółkach czyli mikro-test nowego Lexusa ES 350

Dzięki uprzejmości Lexus of Melbourne, dostałem dziś na czas wymiany oleju nowego Lexusa ES 350. To model 2013, z przodem a’la Darth Vader. ES 350 oparty jest o Toyotę Avalon – większego kuzyna Toyoty Camry. Samochód w USA jest znany jako „realtor’s Lexus” – samochód którym poruszają się agenci nieruchomości.

Z zewnątrz ES 350 jest trochę dziwny – drapieżna „twarz” zupełnie nie pasuje do stonowanej i raczej emeryckiej reszty samochodu. Do tego zamontowano w nim obrzydliwe, srebrne felgi psujące cały efekt. Ale jakość spasowania blach jest rewelacyjna, wszystko pięknie pasuje, szczeliny są równe a samochód sprawia wrażenie solidnie wykonanego. Drzwi przy zamykaniu wydają piękny dźwięk. 
We wnętrzu jest podobnie jak na zewnątrz – też tak nie do końca wiadomo o co chodzi. Z jednej strony część materiałów jest naprawdę świetnej jakości – np. skóra na siedzeniach czy oparciach. Z drugiej strony mamy podróbkę skóry z fałszywym przeszyciem na desce oraz okropnie brzydki i twardy, kremowy plastik w miejscach gdzie nie ma skóry. Plastik który byłby trudny do zaakceptowania w tanim samochodzie. A to podobno ma być pojazd luksusowy.
Także wskaźniki są zdecydowanie nie przystające do samochodu – wyglądają jak wyciągnięte z najtańszego modelu Toyoty. Ekran nawigacji też nie zachwyca – jest mały i daleko. Tak naprawdę jest on tych samych rozmiarów co w poprzednim modelu, ale odsunięcie go dobre 30-40 cm dalej powoduje że wydaje się mały. Za to „myszka” do sterowania nawigacją została poprawiona – teraz wyraźniej czuć że jesteśmy nad czymś na co się da kliknąć. Po kilku dniach używania pewnie można by sterować nawigacją bez patrzenia, na czuja. Nie rozumiem dlaczego skóra na oparciu ręki myszki oraz na kierownicy jest czarna??? W końcu reszta samochodu ma kremową skórę?
Samochód ma sporą ilość bajerów poprawiających wygodę i bezpieczeństwo – automatyczną klimatyzację (która u Lexusa działa rewelacyjnie), elektryczną zasłonę tylnego okna, siedzenie które odsuwa się od kierownicy po wyłączeniu silnika ułatwiając wyjście z samochodu, elektrycznie regulowaną kierownicę, system monitorowania pojazdów w martwym polu, bezkluczykowe otwieranie (po dotknięciu klamki) i wiele innych.
Jazda – jeżdżąc relaksacyjnie mamy wrażenie że poruszamy się pojazdem elektrycznym – jest niesamowicie cicho, silnika nie słychać, zmian biegów nie czuć. Zawieszenie jest niezwykle komfortowe, wyboje nie występują – nawet dziurawa droga wydaje się gładka. Przełączanie między trybami Eco, Normal i Sport nie wydaje się powodować większych różnic – samochód jest cichy i komfortowy w każdym trybie. 
Przyspieszenie – jak już zdecydowanie wciśniemy pedał gazu, to w każdym z trybów (nawet Eco!) samochód decyduje że chcemy jechać ostro. I pokazuje że to potrafi – skrzynia biegów nagle zaczyna zmieniać biegi bardzo szybko, silnik zaczyna mruczeć a samochód zrywa się bardzo przyzwoicie do przodu. Lexus podaje czas do setki poniżej 7 sekund. Niestety ostre dodanie gazu w zakręcie powoduje że od razu wiemy że mamy napęd na przód – nie ma torque steer, ale kierownica staje się bardzo twarda. Do tego zawieszenie jest bardzo miękkie – ostrzejsze przejechanie zakrętu kończy się przechyłem, poślizgiem jednego z przednich kół i mruganie lampki VSC (Vehicle Stability Control). Nie, ten samochód nie lubi ostrzejszej jazdy. 
Podsumowując – za 10 lat będę pewnie takimi samochodami jeździł, jako że wygoda i cisza stają się dla mnie coraz ważniejsze a osiągi samochodu oraz jego zachowanie przy ostrym przechodzeniu zakrętów staje się coraz mniej ważne. 
Poniżej kilkanaście zdjęć ES 350 przed domem.
Lexus ES 350

Od tyłu

Spory bagażnik, choć mniejszy niż oczekiwałem

Przyjemne, choć dość plastikowe wnętrze

Dużo miejsca na tylnym siedzeniu

Sporo miejsca za kierownicą

Raczej beznamiętne wskaźniki

Trochę nowych opcji w nawigacji

Dość ergonomicznie umiejscowione podstawowe regulacje

Rzadko używane guziczki po lewej

Pamięć na trzech kierowców

V6 i napęd na przód

ES 350 w całej okazałości

Marek Cyzio Opublikowane przez: