Dziś duża dawka zdjęć z Melbourne Air Show. Wybrałem się na tenże pokaz z moim znajomym, prawdziwym fotografem (tzn. człowiekiem dla którego robienie zdjęć to zawód a nie hobby) – Michałem Adamowski. Miłośnikom naprawdę dobrych zdjęć polecam
zajrzenie na jego stronę – zobaczycie czym różni się moje amatorskie pstrykanie od prawdziwie profesjonalnych zdjęć.
Pokaz w tym roku był bardzo udany i bardzo oblegany, pomimo kumulacji trzech wielkich wydarzeń w okolicach – tydzień temu odbył się pokaz lotniczy w Titusville (w którym latali Thunderbirds) a w czwartek zaczął się jeden z największych w USA festynów muzyki country – Runaway Country. Każda z tych imprez przyciągnęła kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wbrew obawom organizatorów trzy imprezy w tak krótkim okresie czasu nie tylko że nie kradły sobie widzów, a wręcz przeciwnie – ludzie przyjechali w nasze okolice na tydzień by móc uczestniczyć we wszystkich trzech. Kulminacją miał być sobotni strzał rakiety Falcon 9, ale jak czytelnicy wiedzą został odłożony. Za to w środę pewnie poleci Delta IV!
W części statycznej tegorocznego pokazu można było zobaczyć coś niezwykłego – X-47B – pierwszy bezzałogowy samolot który wystartował z i wylądował na lotniskowcu. Stali czytelnicy wiedzą że poświęciłem mu kilka postów w ciągu ostatnich paru lat. Czytelnicy wiedzą także że X-47B poszedł w odstawkę jako że pojawiło się coś tak technicznie zaawansowanego, że X-47B przy tym jest antykiem. Jednak nawet jak na antyk, to pojazd wygląda bardzo bojowo. Jest znacznie większy niż przypuszczałem. Przyglądając się otworom na podwozie i amunicję można zauważyć że USA poczyniło duże postępy w dziedzinie stealth – są one znacznie mniej poszarpane niż np. w F-22. Pomimo że pojazd jest znacząco mniej widoczny dla radaru. Ale F-22 i X-47B dzieli prawie 20 lat!
Drugą ciekawostką był V-22 – można było do niego wejść tyłem, przejść cały i wyjść przodem. Tak jak X-47B, V-22 jest także na żywo znacznie większe niż sobie wyobrażałem. W środku jest sporo miejsca, choć warunki są raczej spartańskie. Ale największe wrażenie robią rotory – są one olbrzymie! Piloci V-22 sprzedawali fajne koszulki z Afganistanu i za $10 stałem się właścicielem jednej z nich. Tylko gdzie ja będę w niej chodził? Na plecach mam wielką mapę Afganistanu pomalowaną jak ich flaga.
Pokaz rozpoczął się oczywiście tradycyjnym skokiem spadochroniarzy z amerykańską flagą. Był także obowiązkowy hymn, wykonany bardzo porządnie na żywo przez jakąś kobietę. Po wylądowaniu flagi zaczęła się akcja. Najpierw pojawił się F-16 i wyczyniał bardzo przyzwoite manewry. Była spora wilgotność powietrza, więc w każdym zakręcie samolot pokrywał się chmurką kondensacji. W trakcie pokazu F-16 rozpoczęto serwowanie jedzenia i natychmiast nad nami pojawiły się B-1RD czyli inaczej vultures (sępy). Zupełnie się nie przejmowały samolotami, za to wyraźnie były zainteresowane jedzeniem – czyżby pachniało ono jak padlina? Serwowano meatballs, jakiegoś kurczaka i BBQ z wieprzowiny. Dało się to od biedy zjeść, sytuacji pomagało nieograniczone i darmowe piwo.
Po F-16 pojawił się B-25, polatał trochę w lewo i prawo, zrobiłem mu kilka zdjęć, bo to nasz, lokalny B-25 z TICO w Titusville. Po nim był pokaz ratowania ludzi z wody w wykonaniu Eurocoptera HH-65 – znudzony żołnierz zapalił czerwoną racę, wyprodukował sporo dymy, helikopter podleciał, spuścił linkę, żołnierz bez pośpiechu się do niej przypiął i został wciągnięty do środka. Patrzyłem na to jednym okiem nawadniając się piwem i konsumując BBQ.
W trakcie na niebie szaleli Geico Skytypers produkując napisy chwalące organizatorów, sponsorów i firmę Geico. Nawet równo im to wychodziło, ale wiatr był silny i szybko się im wszystko rozmazywało – w przypadku Northrop Grumman gdy kończyli drugi wyraz, to pierwszy był już dość nieczytelny.
Potem pojawił się mój ulubiony V-22 Osprey – pokazał jak umie być helikopterem i samolotem i czymś pomiędzy, pokazał też dlaczego nie powinien lądować na trawie – kawałki tejże latały na wszystkie strony (na jednym zdjęciu to widać) – ciekawe ile tego syfu zassały silniki?
Zaraz po zakończeniu V-22 pojawili się Geico Sktytypers i pokazali że potrafią nie tylko że pisać na niebie, ale także zadymiać okolice. Byli w tym rewelacyjni, jak powiedział komentator „dym jest raczej nieszkodliwy”. W trakcie ich pokazu na pasie startowym pojawił się F-22 i odebrał część zainteresowania. Skytypers zostawili po sobie kłęby dymu a do akcji wkroczył F-22. Ten samolot zadziwia mnie za każdym razem jak go widzę w akcji – to co potrafi wyprawiać w powietrzu jest nie do opisania. Oczywiście jak zwykle F-22 musiał wykonać „heritage flight” – tym razem poza P-51 pomagał mu w tym F-16.
Po F-22 pojawili się jacyś inni latacze, ale nawet nie robiłem zdjęć bo nic ciekawego nie było. Wszyscy czekali na Blue Angels. I w końcu się doczekaliśmy – zaczęli pokaz dokładnie o 15:00. Najpierw pojawił się ich samolot transportowy – Fat Albert. Pokazał jak niesamowite możliwości krótkiego startu i lądowania ma C-130T (to nadal stary model w porównaniu z C-130J!). A potem pojawili się Blue Angels ze swoimi F/A-18 i szybko z Michałem zdecydowaliśmy że jednak Thunderbirds są lepsi – ich akrobacje są bardziej dynamiczne, latają równiej, mają ciekawszy pokaz. Blue Angels byli jacyś troszkę nie skoordynowani wczoraj. Często jeden z samolotów nie był dokładnie tam gdzie trzeba. A na koniec jeden z samolotów się zepsuł i trzeba było skrócić pokaz.
A oto i wielka dawka zdjęć z Melbourne Air Show. Miłego oglądania!