Weekend spędziliśmy trochę pod znakiem zakupów nowego samochodu. Oczywiście głównym kandydatem była Tesla Model 3. I już nie jest. Powodów jest kilka, ale chyba najważniejszy to (nie śmiejecie się) klamki. Po kilku próbach otwarcia drzwi żona złamała paznokcia a ja wybiłem sobie kciuk (stary uraz). Nie udało nam się znaleźć sposobu otwierano samochodu który byłby wygodny. Zaplanowany przez Muska sposób – wciskamy kciukiem jedną stronę a następnie łapiemy palcami resztę klamki nie działa. U mnie bo mam problem z kciukiem i taka akcja kończy się bólem a u żony bo ręce za małe. Wciskając tył klamki kilkoma palcami trzeba użyć drugiej ręki żeby otworzyć samochód. W porównaniu z modelem S to jednak olbrzymi problem. Reszta powodów jest już mniej ważna – np. stosunek ceny do jakości wykończenia wnętrza – wnętrze jest ładne ale wydając $60K oczekiwało by się jednak trochę więcej. No i oczywiście problem z dłuższymi trasami. O wyglądzie nie wspomnę – to kwestia gustu ale nam obojgu nie podoba się model 3 z przodu i z tylu. Jest ładny tylko z boku. Ciekawe że pomimo wieku, model S nadal wygląda znacznie bardziej nowocześnie i luksusowo – w szczególności wnętrze S nie sprawia wrażenia „gołego”. Rozmawialiśmy z sprzedawcami i tu następna ciekawostka – mają sporo Modeli 3 do natychmiastowej sprzedaży – praktycznie można było tego samego dnia wyjechać z salonu trójką w większości kombinacji kolorów zewnętrza i wnętrza. Tesla robi co może by sprzedać ile się da samochodów przed 1 stycznia.