NASA wkurzona

NASA jest ostro wkurzona sytuacją w SpaceX. Przedstawiciele SpaceX zapewniają NASA że wszelkie kłopoty z masową produkcją Raptorów nie spowodują żadnych opóźnień w lotach HLS i na ten program silników nie zabraknie.

Podejrzewam że SpaceX będzie potrzebowało kilku lotów SuperHeavy zanim uda się w końcu któryś odzyskać. Ze Starship będzie jeszcze trudniej – moim zdaniem pierwszy udany odzysk będzie dopiero za kilkanaście lotów (udany w sensie możliwości ponownego użycia). Do tego odzyskanie rakiety nie oznacza wcale ze silniki będą się nadawały do następnego lotu – jak na razie trwałość Raptorów jest niska i nie wiadomo kiedy staną się one równie niezawodne i wytrzymałe jak Merlin. Mówiąc inaczej – SpaceX potrzebuje kilkaset silników w ciągu najbliższych 12 miesięcy. To porównywalna ilość do wszystkich wyprodukowanych Merlinów. Niestety Starship / SuperHeavy używają trochę za dużej ilości silników – w końcu każdy z nich musi mieć dwie turbosprężarki + kontroler + komorę spalania i to zwiększa cenę i zmniejsza tempo produkcji. 39 silników zamiast 10 (F9) czy 28 (FH). Nie bez powodu Musk chce by Raptory były produkowane możliwie tanio i możliwie szybko. Jednocześnie Raptor jest znacznie bardziej skomplikowany w porównaniu do Merlina i nie ma opcji by zrobić go prostszym. Dwie najważniejsze różnice to turbosprężarki (Merlin ma jedną pompującą jednocześnie ciekły tlen i kerozynę, Raptor ma dwie osobne) oraz cała mechanika działająca w gorącym tlenie. To ostatnie jest szczególnie trudnym wyzwaniem – wymagane są specjalne stopy metali które pokrywają się szczelną warstwą tlenków chroniących metal przed utlenieniem się. Osiągniecie tego na nieruchomych częściach jest relatywnie proste (Rosja to od kilkudziesięciu lat umie), dużo trudniejszym problemem są ruchome części, szczególnie te które w momencie startu trą o siebie. SpaceX pokazał że są w stanie zbudować części które wytrzymują kilka uruchomień i kilka – kilkanaście minut pracy. Pytanie czy daje się zrobić coś co wytrzyma dużo więcej…

Wielkim wygranym wczorajszej rozróby będzie Blue Origin. Dziś nawet najbardziej zagorzali zwolennicy SpaceX zastanawiają się czy nie lepiej jednak mieć dwie opcje lądownika księżycowego. W końcu CCP dobitnie pokazało że jedna z firm może mieć potknięcie i że lepiej zawsze mieć alternatywę. Z drugiej strony wydanie kilku miliardów ekstra tylko po to by zwiększyć szanse na nikomu nie potrzebne lądowanie na księżycu w ciągu następnych kilku lat wydaje się olbrzymią rozrzutnością. Szczególnie że NASA ma spory problem z ISS. Dziś się pojawił raport inspektora generalnego NASA i dość dobitnie pokazuje on że plany utrzymania przy życiu ISS do 2030 roku są bardzo optymistyczne. Stacja się sypie, a konkretnie to rosyjski segment zaczyna pękać. Zresztą amerykański nie jest w lepszym stanie – większość modułów miała planowany okres życia 15 lat z marginesem bezpieczeństwa 2x – czyli powinny bez problemów przeżyć 30 lat. Pierwsze amerykańskie moduły poleciały na orbitę w 1998 roku, czyli mogą w miarę bezpiecznie latać do 2028 ale powyżej tej daty to wielka niewiadoma czy wytrzymają.

Podsumowując – Musk chyba trochę niepotrzebnie zrobił z całej tej sytuacji wielki problem. Ale jednocześnie bez pogonienia ludzi do roboty nie ma efektów i Musk to wie dobrze. Podejrzewam że będziemy mieli trochę więcej zwolnień w najbliższym czasie ale docelowo produkcja Raptorów nie tylko osiągnie ale i przekroczy wymagania Muska.

Marek Cyzio Opublikowane przez: