Tym razem co ciekawe nie za akcje w Boca Chica ale za łamanie przepisów na Cape Canaveral.
W pierwszym przypadku SpaceX poprosił FAA o licencję na używanie nowego LCC w hangarze X oraz eliminację jakiegoś elementu odliczania do startu F9 na dwie godziny przed startem). Firma nie czekała na zgodę FAA, tylko użyła tego nowego LCC i nowej procedury w czasie startu misji PSN SATRIA. Kara – $350K.
W drugim przypadku SpaceX poprosił FAA o zgodę w zmianie sposobu ¨życia materiałów wybuchowych co związane jest z nowymi zbiornikami paliwa na LC-39A. I znowu zamiast czekać na zgodę FAA, SpaceX użył tych nowych zbiorników. Kara – $283K.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony proces certyfikacji jest po to by firmy nie robiły sobie jaj, nie ryzykowały życiem pracowników i postronnych ludzi i FAA ma obowiązek sprawdzenia czy to co firma proponuje jest bezpieczne i zgodne z przepisami. Z drugiej strony te wszystkie zgody zajmują kupę czasu co niepotrzebnie zwiększa koszty. Bardzo prawdopodobne że SpaceX zdawał sobie sprawę z potencjalnych kar i ich wysokości i policzył że taniej będzie je zapłacić niż opóźniać starty.
Faktem jest że FAA ma po prostu za mało pracowników / pieniędzy. Rozwiązania są dwa – albo dać im więcej pracowników / pieniędzy by nie było opóźnień, albo uprościć proces certyfikacyjny. Choć to ostatnie jest bardzo ryzykowne – nauczyliśmy się boleśnie na Boeingu że jak się firmie pozwoli na za dużo swobody, to zaczyna woleć zarabiać kasę zamiast dbać o bezpieczeństwo. W przypadku SpaceX ryzyko jest jeszcze większe, bo nacisk na koszty jest równie duży a może nawet większy niż w Boeingu.
A jak już jesteśmy w temacie certyfikacji – podobno dwa główne powody opóźnienia licencji na start Starship to miejsce gdzie upadnie „separation ring” i potencjalne miejsce gdzie może się rozbić booster w razie awarii w końcowych fazach lotu. Podobnie jak w przypadku F9, jeżeli końcowe uruchomienie silników nie uda się, booster zamiast niszczyć platformę wpada do wody w pobliżu brzegu. Pierścień do separacji z uwagi na zmianę profilu lotu ma także upaść w wodach przybrzeżnych. I tu jest problem – wpływ na środowisko zarówno takiego pierścienia jak i wielkiej rakiety uderzającej w wody przybrzeżne jest spory i wymaga zupełnie oddzielnej analizy. Jak się wali w wodę daleko od brzegu to szanse trafienia w coś żywego są minimalne. Walenie w wody przybrzeżne gwarantuje przywalenie w coś żywego i należy oszacować co i jak bardzo zostanie zamordowane, jak długi potrwa regeneracja do pierwotnego stanu itp.
Podejrzewam że gdyby booster nie gubił tego pierścienia to cały proces byłby szybszy / łatwiejszy bo anomalie mają niewielkie prawdopodobieństwo = ich wpływ na środowisko jest statystycznie niewielki nawet jeżeli wpływ gdy anomalia nastąpi jest duży. Ale w przypadku pierścienia jest to planowane przywalenie nim w wody przybrzeżne i FAA musi oszacować jaki będzie wpływ na środowisko itp. A to wymaga konsultacji z USFWS, a każda konsultacja to minimum 30 dni.
Cóż, SpaceX może do listopada zdecydować że S30/B12 są na tyle przestarzale że nie warto nawet nimi strzelać i zdecydować się na lot S31/B13.