O mało brakowało żeby wczorajszy start nie obsunął się i nie narobił bałaganu w harmonogramie. Jednak Delta IV poleciała i nic nie stoi na przeszkodzie następnemu startowi – będzie to znowu nocny start, okienko otwiera się o 21:00 mojego czasu. Ciekawe że start jest prawie dokładnie rok po starcie misji OA-6. Jak pewnie pamiętacie, wtedy to Atlas V po raz pierwszy od dłuższego czasu pokazał „rogi” – awaria zaworu sterującego mieszanką w silniku RD-180 spowodowała że byliśmy o sekundę od pierwszego nieudanego lotu tej rakiety. Jednak szczęście połączone z zaawansowanymi możliwościami obliczeniowymi Cygnusa uratowały misję i ULA może nadal się szczycić 100% niezawodnością. To już któryś z „mało brakowało” dla ULA i czasem mam wrażenie że firma ma po prostu niesamowite szczęście.
Po OA-7 następny ma lecieć SES-10 na Falconie 9. Misja jest planowana na 27 marca, ale pojawiły się już plotki że może być opóźniona. Powodem jest opóźnienie Echostar 23 które przesunęło wszystko o dwa dni w prawo. Do tego data testu statycznego Falcona 9 koliduje ze startem Atlas V co może spowodować że test odbędzie się dopiero 25 marca (a to oznaczało by że odwołali by mi wycieczkę…). Potrzeba minimum 4 dni pomiędzy testem statycznym a startem co powoduje że SES-10 ma szanse na start w okolicach 29-30 marca. Jednak jeżeli SpaceX uda się dokonać testu 22-23 marca, to SES-10 poleci 27.
Aha, zdjęcie na górze z wczoraj.