NASA wczoraj poinformowała że Starliner jest oczywiście w świetnym stanie i że astronauci mogą w każdej chwili wrócić nim na Ziemię. Jednak na razie nie wrócą bo testy naziemne silniczków manewrowych za nic nie są w stanie doprowadzić do tych samych efektów co w kosmosie. Silniczki uruchamiano dokładnie na taki sam czas i w tej samej częstotliwości co w czasie lotu z nadzieją że osiągną podobne temperatury i utracą ciąg. Gdyby udało się powtórzyć to co się w czasie lotu zdarzyło, to można by potem te silniczki dokładnie obejrzeć i sprawdzić co tam w nich się dzieje – czy są ślady trwałych uszkodzeń itp. Jednak w testach naziemnych silniczki nie rozgrzewają się do temperatur jakie zanotowano w kosmosie i nie tracą ciągu. I w ten sposób nadal nie wiadomo czy te silniczki w Starlinerze są bezpieczne czy nie. Robiono także testy silniczków na Starlinerze który jest przymocowany do ISS i poza jednym który szlag trafił permanentnie, wszystkie pozostałe miały ciąg zbliżony do nominalnego.
Nie jest problemem zniszczenie silniczka manewrowego – wystarczy go włączać częściej niż potrzeba na jego schłodzenie – w końcu osiągnie on temperaturę mięknięcia materiału z którego jest zrobiony i zacznie się deformować. Problemem jest to że wg, wszelkich obliczeń i testów naziemnych nie miało to prawa nastąpić przy używaniu silniczków tak jak to było w czasie lotu. A to oznacza że modele silniczków i same silniczki nie pasują do siebie i trzeba zebrać nowe dane pomiarowe by te modele zaktualizować. Ale jak tu zebrać te dane skoro silniczki na ziemi zachowują się dokładnie tak jak to ich modele matematyczne przewidują? W sumie najlepszym rozwiązaniem było by poświęcić jeden z silniczków Starlinera na orbicie i doprowadzić go ponownie do stanu którym traci ciąg. Ale to ryzykowne – jakby taki silniczek eksplodował to może narobić poważnego bałaganu. To także powód dla którego NASA i Boeing testują te silniczki zanim Starliner wróci na Ziemię – nadal nie wiadomo ile taki silniczek może wytrzymać a co za tym idzie nie wiadomo jak zbudować profil odejścia Starlinera od ISS tak by odbyło się ono bezpiecznie. Podejrzewam że częstotliwość używania silniczków która jest „pewna” nie gwarantuje marginesów bezpieczeństwa jakie wymaga ISS a profil odejścia w którym te marginesy są zachowane stwarza zagrożenie że któryś z silniczków się przegrzeje. I właśnie dlatego odpięcie Starlinera od ISS jest przekładane aż w końcu znane będą dokładnie marginesy bezpieczeństwa silników i na ich podstawie stworzony profil odejścia który spełnia wszelkie wymagania. Lepiej dmuchać na zimne, choć jak wiadomo w próżni nie ma czym dmuchać a jedyny sposób pozbycia się zbędnego ciepła to jego wypromieniowanie.