SpaceX dziś testuje Raptora w sposób w jaki nigdy nie widzieliśmy testowania silnika rakietowego. Włączają go, dają chwile pochodzić i wyłączają. I tak w kółko. I on się włącza, działa i wyłącza. I nie eksploduje. W tym momencie już 35 uruchomień przetrwał. Z jednej strony to nie powinno nikogo dziwić bo w końcu taki jest cel SpaceX – silniki które można używać jak silniki lotnicze = przegląd co ileśtam godzin ale żadnego sprawdzania pomiędzy uruchomieniami. Z drugiej strony mówimy o gęstości energii nieporównywalnie większej niż w silnikach lotniczych.
W sumie ciekawe co umożliwiło taki postęp? Na pewno nie inżynieria materiałowa bo SpaceX znany jest z tego że stara się nie używać jakichś egzotycznych materiałów. Czyżby było to zawsze możliwe tylko po prostu brakowało kogoś kto by powiedział „zróbmy to” i rzucił odpowiednio dużo pieniędzy na osiągnięcie tego? Promy kosmiczne miały silniki które uruchamiano po kilkadziesiąt razy ale było to na przestrzeni wielu lat i po każdym uruchomieniu silnik przechodził niezwykle kosztowne i czasochłonne przeglądy. Silnik RL-10 jest w stanie uruchomić się kilka razy pod rząd bez przeglądu i robi to od lat 70’tych. Ale kilka a nie kilkadziesiąt.