Wygląda na to że jacyś zapominalscy zostawili kleszczyki pomiędzy drugim stopniem a bagażnikiem Dragona. To niezwykłe jako że procedury uniemożliwiają taką sytuację. Po pierwsze każdą czynność wykonuje dwie osoby – jedna robi a druga dokumentuje i sprawdza czy wszystko było zrobione zgodnie z procedurami. Po drugie na koniec każdej, nawet najmniejszej operacji przy rakiecie robi się dokładny spis wszystkich narzędzi i części by mieć pewność że nic nie zostało w środku. Wg Reddit dwie osoby poleciały z pracy za to. Jak zauważają komentujący prawie na pewno zostały one wywalone z pracy nie za przypadkowe zostawienie kleszczyków ale za sfałszowanie protokołu zdania narzędzi. Można też oczywiście założyć że problem jest znacznie poważniejszy niż dwóch ludzi którzy zdecydowali się sfałszować protokół. Do takiego czynu musiał ich popchnąć strach przed ujawnieniem faktu braku narzędzia. A to oznacza złe zasady zarządzania w SpaceX. Tak, gdyby przyznali się do błędu to pewnie start by się musiał odsunąć o kilka dni – trzeba by było znaleźć to narzędzie a następnie sprawdzić czy nie wyrządziło ono żadnych szkód. Strach przed tymi konsekwencjami pewnie spowodował że pracownicy woleli sfałszować protokół niż się przyznać do błędu. Tyle że swoją głupotą narażali całą misję – to narzędzie mogło uszkodzić coś, spowodować zwarcie itp. I mielibyśmy następną awarię której wyjaśnienie było by niezwykle trudne (bo protokół pokazywał by że nic nie zostawiono). SpaceX miał niesamowite szczęście tym razem. Ale to ciśnienie do strzelania rakietami coraz częściej już raz się na nich zemściło prawie rok temu i mało brakowało byśmy nie mieli następnej katastrofy. SpaceX musi naprawdę wziąć w garść swoje procedury bo to tylko kwestia czasu kiedy będzie następna, spektakularna eksplozja. To jeden z powodów z których chodzę na starty Falconów 9 – oczekuję że wcześniej czy później zrobię zdjęcia eksplodującej rakiety.
Edycja – najnowszy wpis twierdzi że był to lód i że żadnego problemu nie było i nikogo nie wywalono. Ciekawe…