Znalazłem bardzo ciekawe (a jednocześnie bardzo wstrząsające) podsumowanie ostatnich chwil promu kosmicznego Columbia i postanowiłem je przetłumaczyć dla osób nie władającym językiem angielskim na tyle by mogły sobie same to przeczytać.
Pierwszy objaw że coś jest nie tak pojawił się jeszcze na wysokości 400 tysięcy stóp – kilka minut po wejściu w atmosferę ziemi – prom poruszał się wtedy z prędkością MACH 24. Komputery wykryły że lewa strona promu stawia minimalnie większy opór aerodynamiczny niż prawa. Nikt ani w promie ani na ziemi nie zwrócił na to uwagi.
Dwanaście sekund później pojawiło się pierwsze ostrzeżenie – temperatura płynu hydraulicznego w rurze doprowadzającej płyn do hamulców wzrosła delikatnie poza dopuszczalną wartość. Wzrost temperatury spowodowany był plazmą która sączyła się do wnętrza skrzydła przez dziurę w krawędzi natarcia.
Około minuty później zaczęły pojawiać się następne sygnały że coś jest nie tak – przede wszystkim lewe skrzydło stawiało coraz większy opór. Prom znajdował się wtedy około 300 mil od wybrzeża Kalifornii. Kilka sekund później pojawiły się następne sygnały czujników wskazujących na wzrost temperatury, ale nadal nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje.
Około 30 sekund później, podczas gdy Columbia przelatywała już nad Kalifornią, ludzie obserwujący lot z ziemi zauważyli że coś odpadło od promu – był to czterokilogramowy kawałek lewego skrzydła. Ani załoga ani centrum lotów kosmicznych w Houston, TX nie wiedziała o tym wydarzeniu. Także w tym samym momencie opór lewego skrzydła wzrósł na tyle, że komputery sterujące lotem zaczęły próbować skorygować to przez wychylenie sterów. Ta zmiana także nie została zauważona ani przez załogę ani w Houston.
Kilka sekund później, kiedy Columbia przelatywała z Kalifornii do Newady ktoś w centrum lotów zauważył w końcu wcześniejsze informacje z czujników wskazujące o wzroście temperatury w lewym skrzydle.
Kilka sekund po tym wydarzeniu załoga dokonywała sprawdzenia szczelności skafandrów, w tym samym momencie odpadł następny, spory kawałek skrzydła. Ani załoga ani Houston tego nie zauważyli.
Około półtora minuty później Columbia rozpoczęła wykonywanie serii zakrętów mających na celu rozproszenie energii. W tym samym czasie kamera na podczerwień zamontowana w Nowym Meksyku zrobiła zdjęcie promowi i pojawiły się na nim niewytłumaczalne zmiany w opływie plazmy wokół lewego skrzydła. W tym samym czasie komputery sterujące lotem miały już trudności z wykonywaniem manewrów – odchylenia sterów były dalekie od wartości nominalnych dla typowego wejścia w atmosferę.
Trzydzieści sekund później w kabinie Columbii zaczął piszczeć pierwszy alarm – sensor ciśnienia lewego koła poinformował o tym że uciekł z niego azot. Kilka sekund później pojawił się sygnał że lewe podwozie jest wypuszczone i zatrzaśnięte. Około minuty po tym fakcie Houston poinformował załogę że także widzi te alarmy.
Kilka sekund później rozpętało się piekło – najpierw komputery wykryły że opór lewego skrzydła jest tak wielki że nie są w stanie utrzymać zadanego kursu za pomocą samych sterów aerodynamicznych i uruchomiły silniki korekcyjne. Załoga najprawdopodobniej to zauważyła, ale nie wiadomo tego na pewno. Chwilę po tym pojawił się alarm komputera sterującego lotem – systemy hydrauliczne promu przestały działać a sam prom zaczął lecieć niekontrolowanym lotem balistycznym. Załoga prawie na pewno wiedziała co się dzieje – zarówno odczuwając zmianę kierunku przyspieszenia jak i widząc co innego w oknach.
W ciągu następnych kilku sekund zerwana została lewa osłona silników manewrowych a kabina zaczęła się przegrzewać. Autopilot przestał przez chwilę działać, ale załodze udało się go znowu włączyć. Niestety autopilot nie mógł już nic zrobić – hydraulika nie działała a silniki korekcyjne nie miały już paliwa. Ostatnią akcją załogi była próba uruchomienia APU’s które napędzają pompy hydrauliczne.
W tym samym czasie odpadło lewe skrzydło; 10-15 sekund później plazma oderwała drzwi ładowni a chwilę później prom rozpadł się na kawałki. Prom stracił wszelkie zasilanie a kabina szczelność. Załoga nie miała czasu na zamknięcie hełmów, zresztą najprawdopodbniej była już nieprzytomna w wyniku olbrzymich przeciążeń.
Kabina kontynuowała swój lot przez następne 34 mile nad Texasem by w końcu rozpaść się na kawałki.
I jeszcze poprawiony cyfrowo film pokazujący uderzenie pianki w skrzydło Columbii.