Jak donosi Breaking Defense, USAF planuje zrezygnowane ze swojego antycznego systemu zapewnienia bezpieczeństwa startujących rakiet. Mała dawka historii – po tym jak obrażony na Wernhera von Brauna pocisk V2 walnął w Meksyku w cmentarz (co spowodowało między innymi przeniesienie testowania rakiet na Cape Canaveral), wszystkie rakiety startujące z terenu USA muszą być wyposażone w system samozniszczenia. System ten jest tak zaprojektowany, że gdy rakieta zdecyduje się na wycieczkę w innym kierunku niż powinna, to można ją zdalnie zniszczyć. W przypadku rakiet napędzanych paliwem płynnym system ten jest długim ładunkiem wybuchowym rozpruwającym zbiorniki paliwa i utleniacza. W przypadku rakiet napędzanych silnikami na paliwo stałe, system ten „otwiera” drugi koniec rakiety eliminując jej ciąg. Sygnał zniszczenia rakiety jest wysyłany z centrum kontroli, a decyzję o tym czy ją zniszczyć podejmuje zazwyczaj człowiek na podstawie danych z radarów monitorujących lokalizację rakiety i systemu komputerowego porównującego jej trajektorię z zaplanowaną.
Początkowo systemy samozniszczenia rakiet były proste i wymagały wysłania do rakiety sygnału o odpowiedniej częstotliwości. To wtedy właśnie u wybrzeża Cape Canavwral pojawiały się radzieckie statki i wysyłały w stronę startujących rakiet najróżniejsze sygnały z nadzieją że uda im się znaleźć właściwą częstotliwość. Oczywiście z czasem systemy stały się coraz bardziej skomplikowane, obecnie transmisja jest cyfrowa a kod jaki należy wysłać rakiecie jest ściśle strzeżoną tajemnicą (czytelnicy pewnie pamiętają że po eksplozji Antaresa przez jakiś czas nie wolno było nikomu się zbliżyć do miejsca eksplozji – właśnie po to by wojsko mogło znaleźć i usunąć wszelkie elementy systemu samozniszczenia rakiety).
Problem w tym że taki system jest bardzo kosztowny – trzeba trzymać w gotowości pełno radarów, ludzi je obsługujących itp. Do tego USAF wymaga żeby odbiornik był zbudowany wyłącznie z elementów wyprodukowanych w USA. A w USA od lat nie produkuje się elektroniki. Dlatego SpaceX np. musiał kupować używane, stare komputery z demobilu, wylutowywać z nich układy scalone i z nich budować systemy samozniszczenia. Firma jak sobie można wyobrazić nie jest zachwycona tym. Zresztą nie tylko tym – jak czytelnicy pewnie pamiętają jakiś czas temu nic nie mogło startować z CCAFS bo spalił się jeden z radarów tego systemu. Spowodowało to spore opóźnienia w lotach rakiet SpaceX i firma była bardzo nieszczęśliwa z tego powodu.
I dziś Breaking Defense doniosło że USAF planuje rezygnację z tych systemów. W zamian rakiety będą miały własny system samozniszczenia używający odbiornika GPS, czujników inercyjnych, położenia itp. I rakieta sama będzie decydowała czy leci tam gdzie powinna czy nie. SpaceX przetestował taki system w zeszłym roku – Falcon 9 R eksplodował w Texasie po tym jak wykrył że leci nie tak jak powinien. Także ULA planuje właśnie taki system w swojej nowej rakiecie Vulcan. Takie systemy są znacznie lżejsze od dotychczasowych + zmniejszają ilość niezbędnej koordynacji między firmą wystrzeliwującą rakietę a operatorem przestrzeni powietrznej.
Mam nadzieję że ta zmiana spowoduje że SpaceX ponownie przemyśli swoje plany uciekania od CCAFS gdzie pieprz rośnie.