Korzystając z święta weteranów (żona, z uwagi na pracę w wojsku miała je wolne) wybraliśmy się na szybki wyskok do Miami. Żeby zobaczyć coś innego zamiast jak zwykle marnować czas łażąc po sklepach, pojechaliśmy zobaczyć
Monkey Jungle. To takie małe ZOO z małpami – powstało ono w 1933 roku z lenistwa pewnego zwierzęcego behawiorysty – chciał on badać zwyczaje makaków krabożernych, ale nie chiało mu się w tym celu jeździć do Azji. W związku z czym przywiózł trzy parki małpek i je wypuścił w swoim ogrodzie budując im małe jeziorko. I w ten sposób powstała „małpia dżungla” – obecnie mieszka w niej ponad 300 małp z czego większość to właśnie makaki krabożerne – wszystkie są potomkami tych sześciu małpek sprowadzonych ponad 80 lat temu. W odróżnieniu od normalnych ZOO, tutaj to zwiedzający są w klatkach a małpki na (relatywnej) wolności. Poza tymi makakami w małpiej dżungli jest jeden smutny orangutan i jeden obrażony goryl oraz kilka innych gatunków małp. Jest też kilka klatek z papugami, jakieś żółwie i jaszczury. Jak na cenę wstępu ($30) to raczej niewiele. W ramach zwiedzania można zobaczyć jak makaki bawią się w wodzie, orangutan jest niezwykle nieszczęśliwy a goryl się bardzo obraża na trenera. Cóż, te dwa ostatnie mam na codzień w domu, więc wycieczka do tej dżungli była raczej straconym czasem.
Po dżungli pojechaliśmy w zwykłe miejsca – najpierw do Bayside a potem na Lincoln Road Mall. Więc także kilka zdjęć z tamtąd.