Okazuje się ze dzisiejszy plan lotu Falcona 9 nie różni się niczym od poprzednich prób. Różnica jest wyłącznie w szczegółach. Wiec tak jak wcześniej bedą trzy uruchomienia silników. Pierwsze chwilę po separacji stopni – pierwszy stopień F9 się obróci „tyłem” używając silniczków na sprężony azot a następnie uruchomi trzy swoje silniki. To uruchomienie będzie znacznie dłuższe niż dawniej – w poprzednich lotach używano go do częściowego wyhamowania poziomej składowej prędkości. Tym razem trzeba wyhamować rakietę z MACH 10 do zera a następnie znowu nadać jej sporą prędkość tak by wróciła na miejsce startu.
Drugie uruchomienie silników bedzie w górnych warstwach atmosfery tak by zmniejszyć prędkość wchodzenia w nią do wartości które nie spowodują spalenia się rakiety. Przy okazji pozbędziemy się sporej części poziomej składowej prędkości.
A trzecie uruchomienie na kilkanaście sekund przed lądowaniem ma na celu pozbycie się resztek obu składowych prędkości tak by 0 osiągnąć na mniej wiecej pół metra nad platformą.
Po drodze w hamowaniu rakiety pomoże atmosfera. Falcon 9 umie „szybować” (o ile spadanie jak kamień można nazwać szybowaniem) dzięki czterem statecznikom wyglądającym jak tarki. Dzięki nim można dość precyzyjnie sterować trajektorią lotu rakiety w gęstszymi warstwach atmosfery. W rzadszych do tego celu używane są silniczki na sprężony azot.
Jak widać lądowanie wcale nie jest takie proste – trzeba zawrócić, rozpędzić się, znowu wyhamować a następnie trafić w kilkudziesięciometrowej szerokości platformę. Tylko kilka państw na świecie dysponuje technologią pozwalającą na coś takiego. I jedna prywatna firma.