Dziś mało rakietowy post 🙂 Zepsuł mi się telefon. A właściwie to sam go zepsułem. A właściwie to nie ja ale magicy z autoryzowanego serwisu Apple. A może wszyscy po trochu? Z rok temu miałem w telefonie wymieniane na gwarancji akumulator, ekran i głośnik. Serwis Apple. Od tego czasu telefon nie był taki jak dawniej – np. potrafił się przegrzać. Jednak nie przejmowałem się tym, bo planowałem kupić iPhone 14 który przecież już lada moment się pojawi. Niestety ingerencje w bebechy iPhone powodują że jego odporność na wodę gwałtownie maleje. No i właśnie to mnie załatwiło – przypadkowo pochlapałem go wodą. I natychmiast szlag go trafił. W czasie pobytu w Chorwacji. Okazało się że awaria telefonu w czasie wyjazdu zagranicznego to coś porównywalne z wybuchem małego ładunku jądrowego. We wszystkich serwisach miałem two-factor authentication, przede wszystkim z użyciem Google Authenticator. Którego to kody nie zapisują się w backupie. Więc trzeba zresetować dostęp do każdego serwisu. Większość idzie przez e-mail. Czyli trzeba się dostać do własnego GMaila. Tak, łatwo powiedzieć. Google uważa że amerykański użytkownik próbujący zresetować swój dostęp z Chorwacji to na pewno jakiś hacker i nawet podawanie kodów jakie się dostaje SMSem nie wystarcza. Bez dostępu do maila zresetowanie dostępu do czegokolwiek innego jest niemożliwe. I w ten sposób zostałem cyfrowo wykluczony na mniej-więcej tydzień. Od dwóch dni jestem w USA i powoli odblokowuje dostęp do wszystkiego, dziś mi się w końcu udało odblokować WordPress.
Nauczka na przyszłość – za granicą dbamy o telefon tak jakby to był paszport. Bo jego awaria to gwarantowane kłopoty. Przykłady – wszelkie rezerwacje i bilety były na telefonie. Aplikacja Panek bez której nie da się wynająć samochodu (żeby ja zainstalować na innym telefonie trzeba mieć dostęp do emaila!). Dostęp do konta bankowego. Kompletny chaos.