W czasie jednej z lutowych misji Starlink (najprawdopodobniej 5-4 która poleciała 12 lutego), Falcon 9 miał prawdopodobnie awarię – znaleziono ślady pożaru w komorze silników. Nic się nie stało, rakieta bezpiecznie wylądowała, ale zarówno SpaceX jak i NASA są troszkę zaniepokojone. Planowana na jutro misja Starlink 6-1 obsuwa się co najmniej do niedzieli. CREW-6 ma pierwszeństwo, więc jeżeli pogoda będzie sprzyjać a rakieta będzie gotowa, to 6-1 poleci dopiero po CREW-6.
Pożar w komorze silników oznacza przeciek kerozyny. Na tyle niewielki że nie spowodował awarii ale na tyle duży by można było go wykryć. Przecieki to nic dobrego – trzeba znaleźć gdzie ciekło, dlaczego ciekło i czy może cieknąć w innych rakietach. A jeżeli tak, to co trzeba zmienić żeby nie ciekło. Taka analiza zajmuje trochę czasu. Dlatego mamy sporą (jak na SpaceX) dziurę pomiędzy Inmasat I-6 a Starlink 6-1. To głupio zabrzmiało – w dawniejszych czasach taki przeciek by pewnie spowodował 6-9 miesięcy przerwy w lotach. A obecnie kilka dni ekstra jest już „dużą przerwą”.
Miałem nadzieję że zobaczę jutrzejszy lot przed wykazem na waakcje a tu okazuje się że stracę nie jeden i nie dwa ale raczej trzy loty. No chyba że problem przecieku okaże się poważniejszy i F9 zostanie uziemiony do początku marca…