Prezydent bombowcem

AviationWeek dziś opublikował ciekawy artykuł o przyszłości nowego samolotu prezydenckiego. Kilka lat temu prezydent Obama podjął decyzję o zamówieniu dwóch nowych samolotów prezydenckich mających zastąpić obecnie używane VC-25 (które są bardzo poważną modyfikacją antycznego już Boeinga 747-200). Wybrano zbudowanie nowego samolotu jako modyfikację Boeinga 747-800. Problem w tym że wymogi jakie się stawia nowemu samolotowi są znacznie większe niż w przypadku VC-25 i powodują że dwa egzemplarze mają kosztować ponad 3.2 miliarda dolarów. I nowy prezydent znany ze swojej niechęci do wydawania publicznych pieniędzy na projekty które jego zdaniem są „za drogie” ma w planach skasować to zamówienie. Co więc w zamian? Grupa analityków zbrojeniowych postanowiła odpowiedzieć na to pytanie. I okazało się że jest co najmniej kilka opcji:

  • najtańszym rozwiązaniem jest użycie Boeinga 737. Został on już skutecznie zmodyfikowany do zastosowań wojskowych – lata zarówno jako C-40 jak i P-8 Poseidon. Szczególnie ten ostatni byłby dobrym punktem startowym jako że zbudowany jest na wzmocnionej wersji 737-800ERX, ma wbudowany system tankowania w powietrzu, cały zestaw systemów komunikacyjnych oraz systemy zabezpieczające przeciwko różnym rodzajom ataków. Problem w tym że samolot jest mały i mało reprezentacyjny. Kilka dni temu Trumpa odwiedził szejk Kataru w swoim nowiutkim 747-8 i nie wypada by prezydent USA jakimś 737 latał.
  • najbezpieczniejszym, a jednocześnie bardzo reprezentacyjnym rozwiązaniem zaproponowanym przez analityków jest modyfikacja bombowca B-21. Brzmi to raczej śmiesznie, szczególnie biorąc pod uwagę miejsce w którym miałby siedzieć prezydent – w luku bombowym. Tak,  nie przecierajcie oczu 🙂 B-21 został by zmodyfikowany i zamiast luku bombowego miałby małą kabinę pasażerską na kilka osób. Zaletą takiego rozwiązania jest bezpieczeństwo – zarówno 747 jak i 737 są samolotami które są łatwym celem dla radarowych pocisków ziemia-powietrze nawet starszych generacji. B-21 zapewnił by bezpieczeństwo przed tym zagrożeniem. Jednak istnieje inny problem – prezydent raczej nie mógłby wybrać się takim samolotem do Rosji czy Chin. A to oznacza że potrzebny jest albo nowy prezydencki 737 albo 747. Albo można spróbować zmodyfikować istniejące VC-25, wsadzić im nowe silniki itp. i używać ich tylko do takich lotów.
  • trzecią możliwością jest Boeing 767 – samolot został niedawno za ciężkie pieniądze przystosowany do wymagań wojska (jako KC-46) i przerobienie go na samolot prezydencki było by łatwiejsze.

Obecne VC-25 w tym roku osiągają koniec zaplanowanego czasu używania – były zaprojektowane na 30 lat i pewnie da się je poużywać kila lat dłużej bez poważnych zmian, jednak nowy samolot będzie potrzebny już niedługo. Boeing od kilku lat pracuje nad „technikami i technologiami mającymi zmniejszyć koszt” budowy następcy VC-25, ale jak widać zamiast zmniejszania, koszt idzie w górę.

 

 

 

Marek Cyzio Opublikowane przez: