SpaceX opublikował dziś dwa ciekawe posty – jeden o przyczynach awarii lotu #7 a drugi o planach na lot #8. W wielkim skrócie bo mam dziś dużo pracy:
- przyczyną awarii lotu #7 był rezonans. Rezonans którego wcześniej nie zaobserwowano w czasie testów a który był na tyle poważny że spowodował rozszczelnienie czegoś i wyciek metanu. Resztę już znacie – pożar, powodujący postępujące uszkodzenia i coraz większe wycieki aż w końcu pożar na tyle duży że ilość produkowanych gazów przekroczyła możliwości wentylacji i pierdut! Oczywiście jest mowa o tym że pierdut pierdutem ale system samozniszczenia Starship zadziałał i rakieta ładnie otworzyła swoje zbiorniki wywalając paliwo i utleniacz dzięki czemu nie nastąpiły żadne nieoczekiwane eksplozje (poza tym pierwszym pierdut). W ramach zapobiegania i testowania Starship #8 miał 40’sto sekundowy test statyczny w którym testowano najróżniejsze ustawienia mocy silników i w którym zweryfikowano że udało się zlikwidować przyczynę rezonansu. W przyszłych wersjach Starship komora w której znajdują się silniki będzie przedmuchiwana azotem, tak żeby w razie wycieku metanu nie miał by się on jak palić. Mają też być większe odpowietrzenia na wypadek gdyby jednak coś się chciało palić. Ale to nie Starship #8, tylko przyszłość. Podobnie jak Raptor 3 który ma być znacznie mniejszy i ze znacznie mniejszą ilością złączek i rurek które mogły by pęknąć i cieknąć.
- lot #8 to praktycznie powtórka #7. Poza jakimiś zmianami w boosterze, Starship będzie praktycznie identyczny i będą próbowali przeprowadzić dokładnie te same eksperymenty. Jak ktoś chce przeczytać dokładnie jakie to zapraszam do mojego wcześniejszego posta. Nie widzę nic nowego co by tym lotem testowali w porównaniu z planami lotu #7. Co niestety potwierdza wcześniejsze teorie że lot #7 był jednak wielką porażką i gdyby nie to że uratowali booster (który prawdopodobnie poleci w locie #9), to była by to spektakularna porażka.
Podsumowując – lot #8 przyniesie nam sporo emocji, ale będzie to powtórka z rozrywki a nie coś jeszcze bardziej radykalnego niż to co planowano w locie #7. Czyli znowu suborbitalna trajektoria z wodowaniem u wybrzeży Australii, znowu próba wypuszczenia czterech symulatorów satelitów Starlink (mogę się założyć że to prawdziwe Starlink V2 które po prostu są na tyle przestarzałe że można je użyć do testów), znowu testy alternatywnych osłon termicznych, w tym tej aktywnie chłodzonej, znowu próba odpalenia silnika i znowu bardziej radykalny profil wejścia w atmosferę i wykorzystanie nowych, mniejszych klap do stabilizacji pojazdu.
Spodziewam się w 100% udanego lotu, awaria #7 była jedną z tych których nie daje się przewidzieć na ziemi i które tylko wychodzą w czasie testów. To relatywna rzadkość więc mam nadzieję że nie ma innych niespodzianek które mogły by tym razem zepsuć plan testów. A jak wszystko się uda, to w locie #9 mamy szansę w końcu zobaczyć łapanie Starship po powrocie z orbity.