Okazuje się że nie było żadnego większego problemu z nieudanym testem SLS. Po prostu były bardzo konserwatywne zakresy wielu parametrów. Ta wielka awaria silnika okazała się awarią jednego z czujników ale nie była ona przyczyna zatrzymania testu – nadal była wystarczająca redundancja by moc kontynuować test. Zatrzymanie testu spowodowało coś zupełnie innego – w czasie testu zmiany kierunku ciągu nastąpiło przekroczenie jednego z parametrów. NASA nie podała o co chodzi ale podejrzewam że po prostu zmiana kierunku ciągu była za wolna w stosunku do ciśnienia w układzie i test przerwano. Analiza danych pokazuje że ograniczenie było zbyt konserwatywne i test mógł być kontynuowany. Awaria czujnika była w silniku #4 natomiast problem z hydrauliką w silniku #2.
Nie wiadomo czy test zostanie powtórzony. Nie udało się przetestować wszystkiego ale jednocześnie przetestowano większość kluczowych systemów oraz sytuacji awaryjnych. NASA musi teraz policzyć jakie jest ryzyko że coś czego nie przetestowano może spowodować utratę rakiety podczas lotu i zdecydować co jest tańsze – zrobić drugi test czy lecieć jak jest.
Mam nadzieję że nie będą powtórnie testowali. Wszystko co zwiększa szanse na efektowną eksplozję jest przeze mnie bardzo miło widziane. Zarówno z punktu widzenia obserwatora jak i podatnika (eksplozja zwiększa szanse na zatrzymanie programu).