Wczorajszy lot SN-15 był niezwykły. Po raz pierwszy udało się wylądować Starhsip’owi bez większych uszkodzeń. Nie wiemy nadal co było przyczyną pożaru przy lądowaniu, ale wydaje się że nie był on czymś szczególnie poważnym. Choć pewnie dowiemy się więcej w ciągu najbliższych kilku dni. Raptory po raz pierwszy działały świetnie, nie widać na filmie żadnych śladów żeby się zjadały czy traciły ciąg. To także oznacza że nowy system utrzymywania ciśnienia w zbiornikach działał prawidłowo. Nawet płytki ceramiczne nie odpadały.
SpaceX planuje powtórkę tego lotu z wykorzystaniem SN-16, prawdopodobnie w okolicach 24 maja. I ten lot ma zakończyć testy lądowań Starship na razie. SN-17 ma już lecieć na orbitę. Nie jest jasne czy będzie on próbował z niej wrócić, nawet jeżeli to prawie na pewno taki test będzie dla bezpieczeństwa się odbywał nad oceanem z wodowaniem, bo nie spodziewam się by SpaceX na czas miał gotowe te nowe platformy oceaniczne. Zresztą podejrzewam że pierwsze kilka egzemplarzy nie przetrwa powrotów na ziemię.
Elon obiecał że w najbliższym czasie powie nam coś więcej o planach SpaceX i o tym jak będzie wyglądała końcowa wersja Starship. W sumie nie wiemy nadal jak dokładnie będzie on lądował – obecne nogi są tymczasowe, a Elon wspominał coś o idei łapania Starship – czy to tak jak chcą zrobić z SuperHeavy, czy też łapania go w poziomie, bez uruchamiania silników, choć to raczej mało realne. Jednocześnie Starship musi mieć jakieś nogi do lądowań na Księżycu i Marsie. Prawie na pewno powstanie kilka wersji Starship, ale znając Muska i jego niechęć do mnożenia bytów to może się skończyć na jednej, uniwersalnej wersji. A raczej na trzech – towarowej, załogowej i tankowcu. Towarowa i tankowiec będą przeznaczone wyłącznie do lotów na LEO i lądowań na Ziemi, więc mogą one mieć inny system lądowania niż wersja załogowa, która będzie lądowała na Ziemi, Marsie i Księżycu. Ale równie dobrze mogą one mieć identyczny system by ograniczyć ilość wariantów i testów. Dlatego myślę że Starship jednak dostanie nogi a’la Falcon 9 i będzie lądował jak dotychczas, pionowo, na silnikach. Natomiast SuperHeavy pewnie pierwsze, próbne lądowania odbędzie tak jak Starship, ale docelowo będzie jednak łapany przez wieżę by wyeliminować niepotrzebną masę nóg. Jak pewnie już sobie myślicie – obcinanie masy jest znacznie ważniejsze w Starship niż w SuperHeavy – każdy kg mniej masy Starship, to kg więcej udźwigu na orbitę. W przypadku SuperHeavy 1 kg masy = kilkadziesiąt gram więcej udźwigu na orbitę.
Nie wiem czy pamiętacie, ale w marcu Musk obiecywał że jeszcze w czerwcu polecą na orbitę Starship’em. Wtedy wydawało się to zupełnie nierealne. Dziś wydaje się to całkowicie możliwe. Wiemy że produkcja Raptorów idzie dobrze, SpaceX wyprodukowało ich już kilkadziesiąt. To oznacza że nie powinno ich braknąć ani dla potencjalnej, testowej wersji SuperHeavy, ani dla wersji z kompletem silników. Co więcej same silniki wydają się coraz bardziej niezawodne. Wiemy że produkcja Starship i SuperHeavy też idzie dobrze. W sumie nie widać powodów dla których SpaceX miało by nie dać rady polecieć Starship’em na orbitę w lecie tego roku. Było by śmiesznie tragiczne gdyby Starship/SuperHeavy nie tylko że poleciały na orbitę przed Vulcan i New Glenn, ale rozpoczęły komercyjne loty przed tymi rakietami. Bo co wtedy pozostaje ULA i Blue Origin? Chyba tylko zabranie zabawek i powrót do domu by się wypłakać.
Można założyć że SpaceX od początku będzie oferował atrakcyjne ceny startów Starship’em – by firma przetrwała, rynek lotów w kosmos musi się gwałtownie rozwinąć. A nic tak nie przyspiesza rozwoju jak niskie ceny. A że przy okazji konkurencja nie będzie konkurencyjna? Cóż, SpaceX nigdy nie trzymał w tajemnicy swoich planów i zamiast projektować jednorazowe rakiety lub rakiety które można tylko częściowo użyć ponownie, można było iść w ślady Muska. Choć pewnie to nie takie proste, bo poza SpaceX nikt nawet nie próbuje zbudować rakiety którą da się w całości używać. Tylko Blue Origin próbuje skopiować Falcona 9, choć Chiny i Rosja się odgrażają że też to zrobią. Europa chyba się po prostu poddała i uznała że ich przemysł kosmiczny da się uratować za pomocą działań prawnych (europejskie ładunki latają wyłącznie na europejskich rakietach).
No i ostatnia uwaga – nie można zapomnieć o znaczeniu Starship dla obronności USA. Chiny i Rosja prawdopodobnie zaczynają trząść portkami myśląc o potencjalnych, wojskowych zastosowaniach – począwszy od rozmiaru satelitów jakie może ta rakieta wynieść na orbitę (a w przypadku satelitów szpiegowskich rozmiar anteny jest kluczowy), poprzez tempo w jakim można satelity zastąpić nowymi, oraz koszt tego a skończywszy na planach szybkiego. międzykontynentalnego transportu za pomocą Starship. O kolonizacji i militaryzacji Księżyca i Marsa zanim tam Chiny dotrą nawet nie ma co wspominać. Zresztą wystarczy by takie Starshipy wylądowały na terytorium wroga – to znacznie lepsze niż tradycyjny desant przez plażę.
Powtórzenie tego co SpaceX osiągnęło będzie bardzo kosztowne dla innych graczy na rynku. Możliwe że jesteśmy militarnie w podobnym momencie w jakim byliśmy w latach 80’tych, kiedy to wyścig zbrojeń wykończył radziecką gospodarkę. Tym razem to Chiny będą musiały zainwestować.