W internetach pojawił się ciekawy artykuł o tym jak SpaceX przeprojektował satelity Starlink tak żeby wpadając niekontrolowanie w atmosferę spalały się całkowicie. Okazuje się że pierwotna wersja Starlink miała kilka komponentów (kółko reakcyjne, odbłyśniki laserowe i fragmenty silników manewrowych) które mogły przetrzymać wejście w atmosferę i dotrzeć do powierzchni ziemi. Prawdopodobieństwo trafienia kogoś było bardzo małe ale przy 12 tysiącach satelitów szacowano że istnieje 45% prawdopodobieństwo śmierci lub zranienia jednej osoby co 6 lat. Po tych zmianach prawdopodobieństwo zmaleje do kilku procent. Jednak pierwsze 75 satelitów wyraźnie jest już gotowe do wystrzelenia i za późno na jakiekolwiek zmiany. Dlatego za kilka lat należy się spodziewać raportów o tym że z nieba coś spadło. Podejrzewam że te szczątki będą osiągały spore ceny na eBay i nikt nie będzie narzekał jak mu coś spadnie z nieba.