Jak pamiętacie pewnie dłuższy czas temu jeden z pracowników SpaceX oskarżył firmę o to że wyleciał z pracy bo wskazywał na zaniedbania w kontroli jakości. Pracownikowi udało się doprowadzić do procesu (co jest nietypowe w USA w takich sprawach, zwykle kończy się jakąś polubowną zgodą), co więcej udało mu się (co także jest nietypowe w takich sprawach) uzyskać proces za pomocą ławy przysięgłych – zazwyczaj ława przysięgłych jest dużo bardziej przyjazna osobie niż firmie więc szanse na wygraną są znacznie większe. Pracownik chciał $6M zadośćuczynienia. I przegrał z kretesem. Z 12 przysięgłych, 9 uznało że wywalenie go nie było bezpośrednio spowodowane jego raportami. Pracownikowi należy współczuć, choć zgodnie z amerykańskim prawem musi pokryć wyłącznie koszty własnego prawnika. Ale nawet te w tak skomplikowanej sprawie będą dobrze powyżej 100 tysięcy dolarów a może i więcej.
Nie wiemy czy rzeczywiście pracownicy SpaceX fałszowali wyniki testów komponentów, wiemy jedynie że wywalenie pana Blasdell wynikało z tego że nie spełniał on poleceń przełożonych i przeszkadzał innym pracownikom w pracy. Pewnie w waszych karierach spotkaliście się z podobnymi osobami – ja pamiętam co najmniej kilku współpracowników którzy umieli zawsze znaleźć jakiś legalny powód by nie móc zrobić czegokolwiek. Tak, prawie zawsze mieli rację – gdyby się trzymać w 100% prawa, przepisów wewnętrznych itp. to jedynym co się da zrobić jest siedzenie bez ruchu. I to właśnie ci moi współpracownicy stosowali. A potem byli zdumieni jak wylatywali z pracy…