Start promu Discovery (STS-133)

I poleciał! Ciężki dzień wczoraj miałem, więc dziś dopiero opisuję. Zaczęło się od tego że z przerażeniem odkryłem że moja przepustka do KSC wygasła. Czyli trzeba jechać i ją odnowić. W związku z czym wyszedłem bardzo wcześnie – prawie pięć godzin przed startem. Na drodze 528 korek – pobocza zastawione RV, atmosfera pikniku, nikt się nie przejmuje zakazami parkowania, policja jeździ i nie reaguje, chodzą ludzie sprzedający koszulki, kierowcy wyczyniają najbardziej szalone manewry – np. zawracanie na autostradzie czy też parkowanie na poboczu. Piesi zachowują się jeszcze gorzej przechodząc bezczelnie przez dwupasmową drogę i nawet za bardzo się nie śpiesząc. Sodoma i Gomora. W końcu dotarłem do biura przepustek gdzie spotkałem dwoje podenerwowanych policjantów – podenerwowanych bo co kilka minut musieli wychodzić na upał i słońce i gonić ludzi którzy próbowali zaparkować – to już teren bazy wojskowej i parkować nie wolno. A szkoda, bo lokalizacja do oglądania startu bardzo dobra.

Po przedłużeniu przepustki, wjechałem na teren bazy i po krótkiej przerwie na zrobienie samochodowi pamiątkowego zdjęcia z rakietą Mercury-Redstone:

Lexus IS-F i Mercury-Redstone

Następnie udałem się do Hangaru R w CCAFS, celem sfotografowania nowych eksponatów. Im poświęcony będzie osobny post. Pokręciłem się po hangarze, pofotografowałem i zdecydowałem że czas jechać. Przejechanie przez NASA Causeway nie było proste – trzeba było lawirować między stadami autobusów NASA dowożących widzów oraz między samymi widzami którzy bezmyślnie włazili pod koła. NASA Causeway to najlepsze miejsce do oglądania startu dla ludzi bez przepustki i z wielkim szczęściem. Szczęściem, bo bilety są sprzedawane w drodze losowania i zwykle jest kilkaset chętnych na jeden bilet. Poza tym są raczej dość drogie.

W końcu dotarłem pod VAB i poinstruowany przez bywalców nie próbowałem nawet parkować tam gdzie reszta tłumu, ale pojechałem za VAB i zaparkowałem cichcem z drugiej strony. W cieniu! A następnie ruszyłem na poszukiwanie najlepszego miejsca do fotografowania/oglądania. Moim planem było niepostrzeżenie wskoczyć w krzaki a następnie dostać się nad samo jezioro. Niestety plan spalił na panewce – zobaczyła mnie ochrona NASA i pogoniła. Zostałem także poinformowany że jak wejdę na drogę do crawlera to mnie osobiście wygonią z KSC a jak będę się próbował wspinać na którąś ze struktur, to będą strzelali bez ostrzeżenia. Chyba przesadzali, bo widziałem jedną osobę która się wspięła na szczyt wieży od rakiety Ares:

Wieża rakiety Ares-1

i nie została zastrzelona (choć ochrona wyglądała na bardzo zdenerwowaną gdy ją sprowadzali). Więc zdesperowany ruszyłem w kierunku tłumu z nadzieją że może mnie wpuszczą. Ale idąc w stronę tłumu nagle odkryłem przecinkę w drzewach przez którą było widać platformę i prom. Nie cały, ale czubek był widoczny, więc uznałem że tyle wystarczy:

STS-133 Discovery przed startem

(zdjęcie dość kiepskie bo było bardzo gorąco i ruchy powietrza rozmywały obraz). Rozłożyłem się tam jak na piknik, położyłem kocyk, rozstawiłem statyw a następnie położyłem się i przespałem z godzinkę. Była piękna pogoda, słońce z lekkimi chmurkami od czasu do czasu, nade mną latały jakieś drapieżne ptaki (czyżby czuły padlinę?), z dali dochodził cichy dźwięk megafonów informujących o jakichś niezwykle ważnych wydarzeniach w przygotowaniu do startu. Idealne warunki do snu. Troszkę tylko zapomniałem że moja skóra nie toleruje słońca w takich ilościach i (pomimo że posmarowałem się dokładnie olejkiem SPF 100) dziś wyglądam jak indianin 🙁 Poniższy filmik pokazuje 360 stopniową panoramę z mojego miejsca:

(z wrażenia mi się data pomyliła i powiedziałem 25 lutego!)

A poniżej mapka poglądowa pokazująca gdzie byłem i kilka innych szczegółów:


View Tu stał Marek oglądając start Discovery in a larger map
Tak gdzieś na godzinę przed startem do mojego samotnego miejsca obserwacji zaczęły powoli dochodzić grupki ludzi – pracowników różnych firm-kontaktorów NASA – tak jak ja nie mieli biletów na „trybuny” i szukali dobrego miejsca do obserwacji. Zrobiło się bardzo fajnie, rozgorzały dyskusje na temat rakiet, przyszłości NASA oraz wspomnienia kombatanckie z obserwacji wcześniejszych startów.A potem zaczęło się końcowe odliczanie. I najpierw pojawił się mały problem – NASA nakleiła jakąś naklejkę na drzwi promu (coś typu „pamiętaj żeby zamknąć”) i odklejając ją przed lotem uszkodzono jeden z kafelków na drzwiach. Ale po szybkiej analizie NASA uznała że tak można lecieć. Wszystko wyglądało dobrze aż tu nagle nastąpił drugi, tym razem bardzo poważny problem – zawiesił się komputer kontrolujący tzw. Eastern Range – sieć radarów i stacji obserwacyjnych ciągnącą się od Florydy, przez Karaiby aż do wyspy Wniebowstąpienia. Udało się go uruchomić ponownie na 2 sekundy przed końcem okna startowego. Uff, wznowiono odliczanie, zauważyliśmy że ze zbiornika odsuwa się „czapka” dostarczająca ciekły wodór:

A potem było T-3 – zapłon silników na paliwo ciekłe:

i liftoff! Prom ruszył do góry:

Huk był wręcz niezwykły – aż uszy bolały. Do tego na skórze czuć było ciepło – tak jakby stało się zaraz przy ognisku. Także dźwięk trochę przypominał ognisko – wydawało się jakby strzelały gałęzie w ogniu. Prom dość szybko się oddalił, a ja zrobiłem jeszcze ostatnie zdjęcie szerokokątne:

Dojazd do domu to osobna opowieść – nawet nie próbowałem jechać na Max Brewer Bridge bo wiedziałem że będzie tam ogromny korek. Wydostać się drogą 405 też nie było szans, bo tłumy z KSC Visitor Center tamtędy jechały. Więc postanowiłem dotrzeć do 528. Jak zobaczyłem co tam się dzieje (parking zamiast autostrady), to zdecydowałem się jechać dalej na południe – do 520. Oczywiście 520 też było parkingiem. Więc zrezygnowany pojechałem jeszcze dalej na południe – aż do 404. Cała podróż zajęła mi 2 godziny, podczas gdy normalnie jest to 30 minut jazdy…

Komary – były, i to wielkie, słodkowodne. Pogryzły mnie trochę jak spałem, ale po słodkowodnych nie mam odczynu, więc nie ma o czym mówić. Co innego słonowodne – maleńkie i strasznie złośliwe…

Aha – jeszcze bonus – mój kolega leciał właśnie samolotem z Ft. Lauderdale do Atlanty i widział prom z okna:

I bonus #2 – oficjalny filmik ze startu:

I bonus #4 – galeria lokalnej gazety pokazująca tłumy ludzi oglądających start Discovery. Bardzo ciekawe zdjęcia!

I bonus #5 –  galeria pięknych zdjęć na polskiej stronie 990px.pl.

I bonus #6 – mały artykuł na Gizmodo z filmem w HD ze startu Discovery.

Jeżeli Ci się podobał ten post, to zapraszam do zajrzenia na mój opis startu STS-132 (Atlantis)STS-131 (Discovery) a także do obejrzenia zdjęć z różnych startów rakiet jakie miałem okazję obserwować a także zajrzenia na opis startu Falcon 9 i/lub Atlas V z X-37B. Zapraszam także do zaprenumerowania mojego bloga przez RSS lub po prostu zostania „obserwatorem”.

Marek Cyzio Opublikowane przez: