Dziś post blogowy o wszystkim i niczym. Po pierwsze wczorajszy start rakiety Atlas V z strasznie tajnym satelitą CLIO. Nie mam zdjęć. Oczywiście winę ponosi pogoda! Była okropna i nie wierzyłem że zrobi się dziura w chmurach na tyle duża żeby rakieta poleciała. Myliłem się – na samym końcu okienka startowego dziura się znalazła. Niestety była maleńka i spod domu nie było NIC widać. Za to było słychać. Pocieszam się że nawet jak bym pojechał robić zdjęcia na drogę 401 to i tak by nic nie wyszło, bo z uwagi na dzienny start wziął bym nieodpowiedni obiektyw i w nocy mógłbym co najwyżej zrobić trochę rozmazanych zdjęć plam. Sądząc ze zdjęć które widziałem w internecie, to większość fotografów też była nieprzygotowana, jedynie Florida Today ma jakie-takie zdjęcie kawałka łuku (mieli za wąski obiektyw + za krótki czas naświetlania).
Druga sprawa to wczorajszy wybór SpaceX i Boeinga. Nadal mi żal Sierra Nevada i Dream Chasera. Ale wybór Dragona i CST-100 jest logiczny – oba te rozwiązania mają najmniejsze ryzyko. Do tego Boeing naobiecywał tysiące miejsc pracy w KSC i gdyby nie dostał tego kontraktu to kongresmeni by NASA zjedli na surowo. Cóż, żadno z rozwiązań nie jest tak eleganckie jak Dream Chaser, ale przynajmniej SpaceX planuje coś bardziej innowacyjnego niż kapsuła a’la Apollo. CST-100 wydaje się mieć tyle samo innowacyjności co Łada Samara. Jedno co mnie cieszy to to, że firmy się raczej nie lubią i że mamy teraz nieformalny wyścig zbrojeń – kto pierwszy wystrzeli astronautów w kosmos. Stawiam na SpaceX.
Trzecia sprawa to SpaceX – pisałem wczoraj że są szanse że dostanie certyfikację USAF jeszcze w tym roku. Ale zaraz po tym pojawił się artykuł (w Aviation Week) twierdzący że nie ma na to szans. I ładunek NROL-79 poleci pewnie Atlasem V lub Deltą IV. NROL-79 to jeden z tych satelitów które USAF zostawiło na wolnym rynku po zakupie trzech tuzinów startów w ULA. Start rakiety z tym ładunkiem miał by się odbyć w okolicach jesieni 2016 roku. Tak się zastanawiam, czy jednym z problemów jakie będzie miało SpaceX z całą certyfikacją nie jest także lokalizacja ich Launch Control Center – jest ono niby na terenie bazy wojskowej (obok naszego muzeum), ale POZA częścią do której wymagane są przepustki. Ciekawe czy USAF pozwoli wysyłać supertajne satelity z miejsca które jest tak kiepsko chronione?