Wczoraj miała polecieć ostatnia w historii Delta 4 Heavy co miało zamknąć długą historię rakiet o tej nazwie (choć nie do końca jako że Vulcan korzysta częściowo z doświadczeń w budowie D4 więc można by go nazwać nową reinkarnacją Delty).
Jak widać powyżej miałem świetną miejscówkę na ten start, niestety na kilka sekund przed nastąpiła awaria i rakieta nie poleciała. A wszystko przez wiatry (nie te z przewodu pokarmowego!) – przez moment wiatr przekroczył maksymalną wartość dopuszczalną przy starcie i był hold i restart odliczania do T-4 minuty. I w czasie tego drugiego odliczania padła pompa. Jakaś pompa która korzysta (?) z instalacji gazowego azotu która to pochodzi jeszcze z czasów pocisków Jupiter i delikatnie mówiąc nie jest w najlepszym stanie. Co ta pompa dokładnie robi tego nie wiem, ale wyraźnie jest wymagana do startu. Pewnie pompuje? W każdym razie pompę naprawiono dość szybko, bo rakieta miała już dziś startować, ale potem pompa się znowu zepsuła i start odłożono w nieokreśloną przyszłość z sporym prawdopodobieństwem że nastąpi on w 1 kwietnia. Ciekawa data dla startu rakiety…
Ale ja nie o tym. Chciałem napisać post o historii rakiety Delta – historii która mogła by spokojnie posłużyć za scenariusz do filmu. Oczywiście antagonistą w tym filmie byłby Boeing. Ale zacznijmy od początku.
Początki serii Delta pojawiają się w 1957 roku kiedy powstał pocisk balistyczny PGM-17 Thor. Prace nad nim rozpoczęto w 1954 roku. Nie był to udany produkt i dość szybko wycofano go z użycia jako IRBM. Jako że pozostało sporo egzemplarzy gotowych do lotu, to zaczęto go przerabiać na rakiety zdolne do wynoszenia ładunków na orbitę. Dołożono mu drugi stopień nazwany Able (który powstał z drugiego stopnia rakiety Vanguard) a potem także trzeci stopień z silnikiem na paliwo stałe. I taka kombinacja wysłała na orbitę satelitę Explorer 6 który był pierwszym satelitą który przesłał (dość niewyraźne) zdjęcia Ziemi z orbity.
Nazwa „Delta” pojawiła się trochę później gdy nazwano tak zmodyfikowany drugi stopień dla Thora. Thor-Delta wyniósł na orbitę pierwszego satelitę komunikacyjnego – Echo 1A.
Potem następowały coraz to ciekawsze ewolucje Thora które nazywano Delta. Kulminacją była Delta 4000 która miała wydłużone zbiorniki od Thora, 9 dodatkowych boosterów na paliwo stałe i hipergoliczny drugi stopień napędzany silnikiem AJ-10.
Prawdziwa „Delta” pojawiła się jako Delta II (znana także jako Delta 6000/7000). W sumie niewiele różniła się do Thor-Delta – używała nadal silnika Rs-27 (choć w troszkę „podrasowanej” wersji „A”), drugi stopień nadal był hipergoliczny z silnikiem AJ-10. Jedyną poważniejszą zmianą (w wersji 7000) były nowe boostery na paliwo stałe które miały obudowy z włókien węglowych zamiast stali. Tą rakietę już znacie z moich zdjęć:
Ciekawostką Delta II było to że nie wszystkie boostery były odpalane przy starcie. Wersja Delta II Heavy miała 9 boosterów, z czego 6 było uruchamianych w czasie startu a pozostałe 3 dopiero po wypaleniu się pierwszych sześciu. Te trzy miały większe dysze. Wycisnąłem co mogłem z mojego zdjęcia D2H i jak się bardzo przyjrzycie to tak troszkę widać te boostery z większymi dyszami.
Ostatni lot tej rakiety z CCAFS odbył się 10 września 2011, fotografowałem go jeszcze za pomocą Nikona 90 z 300 mm obiektywem więc jakość zdjęć jest nieciekawa.
Delta 2 przez długi czas była wzorcem niezawodności – 153 udane starty, jedna spektakularna eksplozja i jedna częściowa awaria (satelita dotarł na właściwą orbitę, ale kosztem zużycia większości zapasów paliwa).
Bardzo lubiłem tą rakietę, bo zostawiała za sobą niezwykle efektowny słup dymu:
Następcą Delta II była Delta III, ale była to bardzo nieudana rakieta. Sama idea była ciekawa – pierwszy stopień od Delta II natomiast jako drugi stopień wstawiono świeżo zaprojektowaną DCSS (Delta Cryogenic Second Stage) czyli drugi stopień napędzany ciekłym wodorem i korzystający z silnika RL-10. Niestety rakieta odbyła tylko trzy starty i wszystkie trzy się nie udały.
I tu zbliżamy się do wielkiego skandalu, który ma być „season finale” pierwszego sezonu serialu o rakiecie Delta. Na początku lat 90’tych USAF było zaniepokojone stanem przemysłu rakietowego w USA – rakiety były drogie, zawodne (Delta III!) a Europa (Ariane) i Rosja (Soyuz i Proton) zabierały wszystkie komercyjne ładunki co powodowało że starty wojskowe stawały się coraz bardziej drogie. USAF zdecydowało się zapoczątkować program Evolved Expandable Launch vehicle gdzie jedna firma miała dostać wszystkie kontrakty wojskowe. Boeing startował w tym programie ale bardzo szybko odpadł – do „finału” przeszedł tylko Lockheed Martin i McDonnell Douglas. Tu warto wspomnieć o propozycji Boeinga – firma planowała budować rakietę napędzaną w całości ciekłym wodorem i używającą silnika RS-25 od promów kosmicznych. Kontrakt miał być olbrzymi – w tamtych czasach szacowano go na 15 miliardów dolarów, więc Boeing nie rezygnował. Firmę „uratowało” połączenie się / wykupienie McDonnell Douglas w ramach tego połączenia Boeing otrzymał rakietę Delta IV która była jedną z dwóch rakiet które USAF wybrało jako możliwego finalistę.
I wszystko było by pięknie – USAF w końcu zdecydowało się podzielić kontrakt między Boeinga i Lockheed Martin. Atlas V Lockheed Martin był wg. wojska znacznie bardziej zaawansowany, ale Delta IV była znacznie tańsza więc Boeing wygrał 19 z 28 startów a Lockheed-Martin 9. Jednak rok później okazało się że Boeing zatrudnił kila osób które wcześniej pracowały w Lockheed-Martin nad Atlas V (to było dość normalne, L-M zatrudniał ex. pracownikow Boeinga) i wg. prawników Boeinga jeden z tych pracowników wziął ze sobą kilka (7) stron nieważnych dokumentów z informacjami o Atlas V. Przekazano te dokumenty Lockheed Martin, uznano że nie miały one żadnej wartości szpiegowskiej ale pracownik który je wziął został wywalony z Boeinga. Kilka miesięcy później z tych kilku stron zrobiło się 200 stron i znowu sytuacja się powtórzyła – prawnicy Boeinga przekazali dokumenty do Lockheed-Martin i nadal uznano że nie było w nich niczego co pozwoliło by Boeingowi uzyskać jakąś przewagę w wygranym przetargu.
Lawina poszła dopiero jak ten wywalony z pracy pracownik podał do sądu Boeinga o to że zwolniono go bez powodu. W ramach obrony prawnicy Boeinga w odpowiedzi na pozew napisali że tenże pracownik ukradł z Lockheed-Martin ponad 25 tysięcy stron dokumentów. Jak prawnicy Lockheed-Martin raczej przypadkowo dowiedzieli się o tym, to zarządali ich oddania. Boeing długo kręcił aż do całej akcji wtrąciło się wojsko. Okazało się że to nie był jedyny pracownik Lockheed-Martin którego Boeing zatrudnił i który ukradł dokumenty, razem tego było około 70 tysięcy stron a informacje zawarte w tych dokumentach dały Boeingowi dokładne dane na temat Atlas V i kosztów tej rakiety co pozwoliło stworzyć tańszą ofertę która do tego była lepiej dopasowana do potrzeb wojska (dzięki tym dokumentom nawet najsłabsza proponowana wersja Delta IV Medium używała dwóch SRB tak by jej możliwości były lepsze niż Atlas V bez boosterów a jednocześnie cena niższa).
Jak możecie sobie wyobrazić był to olbrzymi skandal. Poleciały głowy, parę osób o ile pamiętam skończyło w więzieniu. Wojsko nie lubi jak się ich oszukuje szczególnie że wyszło że ceny oferowane przez Boeing na starty Delta IV są nierealne i że docelowo wojsko (kontrakty były cost+) będzie musiało zapłacić znacznie więcej. Lockheed – Martin podał do sądu Boeinga o szpiegostwo i żądał olbrzymich odszkodowań. Wojsko odebrało Boeingowi starty warte ponad miliard dolarów i dożywotnio zabroniło startów w przetargach na jakiekolwiek starty rakiet. Spodziewano się że Boeing będzie musiał zapłacić Lockheed-Martin kilkanaście miliardów odszkodowania. Wojsko także zaczęło się przyglądać innym kontraktom Boeinga, co w 2004 roku doprowadziło do następnego skandalu (kontrakt na latające tankowce KC-767 znane także jako KC-46).
Jednak cały konflikt rozwiązano w raczej nietypowy sposób – wojsko zdecydowało że te wszelkie pozwy mogą zagrozić bezpieczeństwu narodowemu i nakazało Boeingowi i Lockheed-Martin wydzielenie ich działów zajmujących się startami rakiet i łączeniu w nową firmę – United Launch Alliance, dzieląc udziały po połowie = zyski po połowie. W ten sposób Boeing nie musiał płacić miliardów odszkodowań, nowa firma nie była objęta zakazem startowania w przetargach, Lockheed-Martin dostał na otarcie łez kontrakt na F-35 a Boeing docelowo i tak wygrał kontrakt na KC-46 pomimo że oferta Northrop-Grumman i Airbus była nieporównanie lepsza. Ale Northrop-Grumman też dostaje kontrakty od wojska które pozwalają mu zarabiać przyzwoite pieniądze więc wszystkie trzy firmy są zadowolone (no może poza Boeingiem który jak głupi operował przez pewien czas wojsku kontrakty fixed price na których ostro się przejechał).
Resztę historii znacie. Jak jeszcze się kochaliśmy z ruskimi, to Altas V był znacznie tańszy niż Delta IV – przede wszystkim dlatego że Rosja sprzedawała USA silniki RD-180 znacznie poniżej kosztów ich produkcji (jeden RS-68 kosztował tyle co 10 RD-180). I pewnie rosyjski plan zniszczenia amerykańskiego przemysłu kosmicznego byłby udany gdyby nie to że ruscy nie chcieli sprzedać dwóch starych pocisków balistycznych zwariowanemu milionerowi z Południowej Afryki. Tenże milioner wkurzył się i zbudował własną rakietę która prawie go zbankrutowała (Falcon 1). W międzyczasie miłość do Rosji wyparowała, dostęp do silników za grosze także, ale pojawił się inny miliarder który postanowił zbudować własne rakiety i silniki. I wygląda na to że tenże miliarder kupi ULA i znowu wrócimy do czasów konkurencji Boeing – Lockheed-Martin tyle że teraz będzie to SpaceX / Blue Origin.
A tak trochę O/T – wszyscy mówią że początek upadku Boeinga to właśnie moment w którym firma wykupiła McDonnell Douglas.