Prom kosmiczny Columbia wystartował dokładnie w 20 rocznicę historycznego lotu Jurija Gagarina, i dzięki temu mamy teraz dwie okrągłe rocznice jednego dnia. Gagarinowi już poświęciłem osobny post, piknikowi na którym Bolden ogłosi kto dostanie wycofane z eksploatacji promy także poświęciłem osobny post, więc dziś wypada napisać coś o STS-1. Zacznijmy od dwóch filmików pokazujących pierwszy start i pierwsze lądowanie Columbii:
Data startu trochę przypadkowo zbiegła się z rocznicą lotu Gagarina – pierwotnie start był planowany na 10 kwietnia, ale problemy z komputerem Columbii spowodowały przesunięcie go o dwa dni.
Sam start był niezwykle ryzykowny i w obecnych czasach nikt by nie pozwolił NASA na takie ryzyko. Pojazd nie był przetestowany, w odróżnieniu od wszystkich innych statków kosmicznych które zarówno NASA jak i Rosjanie budowali, żaden z promów nigdy nie wykonał pełnej misji autonomicznie. Oczywiście wykonano tysiące testów, testowano SRB’s, zrzucano prom z grzbietu 747, ale to nadal nic w porównaniu z pełnym lotem. NASA myślała o wykonaniu lotu bezzałogowego, ale przygotowanie promu do takiego lotu zajęło by kilka lat, a program był już poważnie opóźniony w czasie (i ze znacznie przekroczonym budżetem). Więc trzeba było ryzykować.
NASA planowała także wykonanie tego pierwszego lotu w uproszczonej wersji – tzw. return to launch site – po odrzuceniu silników na paliwo stałe, prom miał się odwrócić i zawrócić a następnie wylądować w KSC/CCAFS bez wejścia na orbitę. Ale astronauci powiedzieli że jak mają ryzykować życiem, to wolą pójść na całość i polecieć w kosmos. I NASA zdecydowała się na pełny lot. Sama misja była bardzo krótka, bo trwała tylko dwa dni. I o mały włos nie zakończyła się katastrofą – fala akustyczna od zapalających się przy starcie silników na paliwo stałe uszkodziła bardzo poważnie kafelki na promie – 16 z nich odpadło, a 148 było uszkodzonych. Ta sama fala akustyczna popchnęła klapę pod silnikami do położenia które teoretycznie powinno było uszkodzić systemy hydrauliczne promu. Oczywiście nikt o tym nie wiedział – kilka lat później jeden z pilotów powiedział że gdyby wiedzieli o tej sytuacji, to najprawdopodobniej nie próbowali by lądować, ale katapultowaliby się (Columbia była wyposażona w fotele pilotów z możliwością katapultowania się) i pozwolili Columbii rozbić się o Pacyfik. To nie koniec problemów – źle zamontowany kafelek w okolicach drzwi ukrywających miejsce połączenia ze zbiornikiem zewnętrznym spowodował nadmierne nagrzewanie się tych drzwi i ich częściowe stopienie. A źle zamontowane uszczelnienie spowodowało przedostawanie się plazmy do wnęko jednej z goleni głównych. Niektóre źródła twierdzą że spowodowało to jedynie uszkodzenia klapy tej wnęki, inne twierdzą że także sama goleń została uszkodzona (wygięta).
Podsumowując – NASA miała olbrzymie szczęście że Columbia nie rozbiła się w swoim dziewiczym locie.
Columbia była jedną z dwóch misji promu, w których zbiornik zewnętrzny jest biały – po dwóch misjach zdecydowano że malowanie go na biało nie ma sensu a nie malowanie go zmniejsza masę o prawie 300 kg i zwiększa nośność promu.
Wiele ciekawych zdjęć związanych z STS-1 można znaleźć tutaj oraz tutaj. A tutaj znajdziemy oryginalny zestaw informacji dla prasy. A tutaj znajduje się strona NASA poświęcona STS-1.
Astronauci STS-1 |
Astronauci w kokpicie. |
I film z historią promu Columbia: