Pomimo gwałtownie spadającej temperatury i silnego wiatru, zdecydowałem się jednak dziś wybrać na start Falcona 9. Jako że start był o dość niewygodnej godzinie (17:05), a w USA nie obchodzi się święta Trzech Króli – musiałem wyrwać się wcześniej z pracy, to Playalinda Beach nie wchodziła w rachubę. Zresztą sama myśl o spacerze po plaży w taką pogodę powodowała dreszcze. Było zimno (jak na Florydę!) – temperatura gwałtownie spadała i z 25C które było w południe, o 17 zostało tylko kilkanaście. Do tego wiało tak, że byłem prawie pewien że SpaceX odwoła start. Okazuje się jednak że Falcon 9 może startować w zdecydowanie gorszych warunkach atmosferycznych niż inne rakiety.
Na miejscu było zdumiewająco mało obserwatorów – zwykle trybuny są zajęte, ale dziś było dosłownie kilka osób. Za to parking przed SpaceX Launch Control był pełniutki – więcej ludzi niż zwykle.
Tym razem Falcon 9 wystartował dokładnie o czasie, za pierwszym razem, bez żadnych falstartów, zapłonów silników, przerwanych odliczań itp. I bardzo dobrze, bo następne kilka minut i bym zamarzł na tej trybunie. Wiało straszliwie.
Aha – misja zakończyła się sukcesem, satelita został dostarczony na właściwą orbitę.
Falcon 9 stoi na platformie |
SpaceX Launch Control Center a w tle Royal Caribbean wypływający z portu |
Zmarznięte ptaszki nad wzburzoną laguną |
Zmarznięci obserwatorzy |
Wiało tak że dym leciał poziomo |
Zapłon! |
Chmura ognia |
Ruszamy z platformy |
Troszkę nad ziemią |
Wyżej |
Tu już wysoko |
I jeszcze wyżej |
I schował się w chmurach |
Wyskoczył na chwilę z chmur |
Tu już bardzo wysoko sądząc z kształtu ognia |
Gdzieś w stratosferze |