Konstelacja Starlink w końcu działa tak jak to sobie wyobrażaliśmy. Satelity tworzą coś w rodzaju mesh network – komunikują się ze sobą. W ten sposób zlikwidowano największą bolączkę początkowej konstelacji gdzie satelita musiał jednocześnie widzieć antenę klienta i gateway. Teraz ruch można prowadzić tak by optymalizować transfer pakietów. A także np. nie wysyłać pewnych danych przez naziemne łącza w krajach w których istnieje ryzyko podsłuchu. Wojsko pewnie piszczy z zachwytu – przechwycenie komunikacji w takiej konstelacji jest nieporównanie trudniejsze niż w przypadku geostacjonarnych satelitów komunikacyjnych. Jedyne co wydaje się dość kiepskie to przepustowość tych łącz – 100 Gbps to w obecnych czasach nic szczególnie zachwycającego. Ale znając SpaceX to taka przepustowość połączona z dużą liczbą satelitów jest bardziej niż wystarczająca.