Istnieje spore prawdopodobieństwo że następny lot Starship wykorzysta używany booster. Najprawdopodobniej będzie to booster #14 choć nie jest to przesądzone i w zamian może polecieć #16. Jednocześnie prawie na pewno nie będzie próby ponownego złapania tegoż. Oba boostery są relatywnie starej konstrukcji i po pierwsze nie zostały zaprojektowane do wielokrotnego łapania a po drugie pozbycie się ich w Zatoce Meksykańskiej (nikt mnie nie zmusi do używania nowej nazwy!) eliminuje spore koszty ich pocięcia na żyletki. O tym że użycie całego dostępnego paliwa pozwala na nadanie większej prędkości początkowej Starshipowi nawet nie wspomnę. Bo większa prędkość początkowa pozwala na pracę Raptorów z mniejszym ciągiem a to może wyeliminować (albo pogorszyć?) problem rezonansu który załatwił loty #7 i #8. W każdym razie będzie na pewno inaczej.
W każdym razie jak to mówi Elon – emocje są gwarantowane – ewentualne rozpadanie się boostera będzie samo w sobie pięknym pokazem i jak pogoda dopisze to będą ciekawe zdjęcia. Oczywiście istnieje spore prawdopodobieństwo że booster wytrzyma wejście w atmosferę ze znacznie większą prędkością i rozleci się dopiero przy uderzeniu w wodę. W sumie ciekawe jak zrobią staging – czy booster nadal będzie pracował czy jednak uruchomienie silników Starship będzie natychmiast po wyłączeniu silników boostera (w końcu trzeba wykorzystać każdą kropelkę paliwa jaka w nim zostanie i hot staging nie jest tu idealny). Raczej nie będzie boostback burn, bo po co? Nie będzie też manewru obracania boostera, bo po co?
Z tego co słychać nie będzie też próby złapania Starship #35 choć jest on zaprojektowany do tego celu – mocowania do łapania są strukturalnie wzmocnione w odróżnieniu od #34 w którym były one jedynie dekoracją. Cały plan lotu ma podobno być identyczny jak #7 i #8 czyli lot suborbitalny, wyrzucenie symulatorów Starlink, wejście w atmosferę w okolicach Australii i miękkie wodowanie. No i to trzecia próba przetestowania dwóch krytycznych innowacji – po pierwsze nie ceramicznych materiałów izolacyjnych a po drugie dużo bardziej radykalnego wejścia w atmosferę i kontroli położenia Starship za pomocą tych znacznie mniejszych klap przednich. Z tego co rozumiem Starship w próżni chce lecieć silnikami do przodu i bez silniczków manewrowych wszedł by w atmosferę w takiej pozycji. Potem powoli pojawia się opór atmosfery i przy hipersonicznych prędkościach środek parcia jest „za” środkiem masy i Starship chce lecieć dziobem do przodu. Klapy są wtedy niezbędne by zmusić Starship do lecenia „brzuchem” do przodu co pozwala na optymalne hamowanie w atmosferze. Pod koniec lotu, kiedy to prędkość spada, środek parcia przesuwa się do przodu i Starship znowu chce lecieć silnikami do przodu i wtedy zadaniem klap jest niedopuszczenie do tego aż do momentu gdy trzeba wykonać „flip”. A jak już się wykona „flip” to jedyne zadanie jakie klapy mają to złożenie się ile się da żeby Starship mógł zostać złapany przez wieżę.
Te mniejsze klapy nie powinny wiele zmienić – kluczowe dla utrzymania właściwej pozycji są tylne klapy – prom kosmiczny miał tylko klapy z tyłu i jakoś potrafił wylądować. Jednak Starship ma znacząco inny rozkład masy niż prom kosmiczny a poza tym projektowany jest do lądowań na ziemi z wielotonowymi ładunkami które będą znacząco zmieniały rozkład masy i bez przednich klap ustabilizowanie było by niemożliwe. Właśnie – to będzie ciekawy test kiedyś – wystrzelenie Starship z dużym ładunkiem a następnie wylądowanie nim. Wbrew pozorom to wcale nie będzie łatwe.
Nadal nie wiadomo kiedy lot #9. Spodziewam się go w kwietniu, ale trudno powiedzieć czy będzie to przed czy po świętach.