SpaceX pokazał ze nie można spocząć na laurach tylko trzeba pchać do przodu. Ciekawe kiedy jakaś inna firma powtórzy takie lądowanie. O odzysku drugiego stopnia nie wspomnę. F9 ląduje na barkach od wielu lat (ponad 300 udanych lądowań) i jakoś do dziś nikt tego nie był w stanie skopiować, choć wydaje się ze kilka firm jest relatywnie blisko (w tym Blue Origin). Ale co z tego skoro już niedługo lądowanie na barce stanie się przestarzałe?
Pisałem już wiele razy o zaletach lądowania na wieży – SpaceX podkreśla skrócenie czasu między startami ale ważny jest także zwiększony udźwig rakiety która nie musi targać ze sobą części żelastwa niezbędnego do lądowania (choć bilans wagi taki prosty nie jest bo w zamian za brak nóg potrzebne są wzmocnienia boostera).
Ciekawe jak bardzo zmieniło się myślenie na temat rakiet w ciągu ostatnich 20 lat. Jak rozpoczynano prace nad F9 to SpaceX wybrał poziomą integrację – było taniej składać rakietę w poziomie – nie wymagało to wielkich budynków, skomplikowanych systemów transportu rakiety itp. Nie trzeba było budować wielkich i kosztownych wież startowych. Patrzyliśmy na Delta 4 i jej wielką wieżę startową oraz na promy kosmiczne i byliśmy pewni ze przyszłość jest w platformach startowych które są „łyse” i rakietach które poziomo jadą na nie na własnych transporterach i są podnoszone do startu na moment przed lotem. Nawet Atlas V z własną ruchomą platformą wydawał się niepotrzebną komplikacją.
Potem okazało się że to rozwiązanie nie działa w lotach załogowych i SpaceX zmuszony był do przerobienia wieży startowej na LC-39A.
A potem wszystko się zmieniło i wielkie wieże startowe są znowu modne. Rakiety składa się znowu pionowo. Transportuje się pionowo.
No dobra – zaczyna się lądowanie. Kończę pisanie i wracam do oglądania.