Blue Origin planuje wylądować na Księżycu jeszcze w tym roku (dla przypomnienia chodzi o 2025). Lądownik księżycowy Blue Moon Mark 1 jest już podobno gotowy i już niedługo pojedzie na testy w komorach próżniowych w JSC w Houston, TX. Te testy mają zająć około dwóch miesięcy i lądownik potem pojedzie do KSC gdzie zostanie zaczopowany i przygotowany do lotu na New Glenn. I tu mamy ciekawy problem… Wg. przecieków z Blue Origin, firma nie ma problemu z relatywnie masową produkcją drugich stopni New Glenn – linia produkcyjna obecnie pozwala na kilka-kilkanaście sztuk rocznie a osiągnięcie kilkudziesięciu nie powinno być większym problemem. Za to pierwsze stopnie… Tu jest diabeł pogrzebany. Jako że New Glenn był od początku planowany jako rakieta wielokrotnego użycia których wyprodukuje się powoli kilka sztuk i które będą używane przez wiele lat, to ten pierwszy stopień podobno nie jest łatwy w produkcji – jego wyprodukowanie zajmuje bardzo dużo czasu i jest bardzo kosztowne. A to oznacza że odzysk jest kluczowy by móc uzyskać jakieś w miarę przyzwoite tempo lotów. Mówiąc inaczej – jeżeli nie uda się lądowanie (i to nie tylko lądowanie ale lądowanie w stanie pozwalającym na relatywnie szybkie ponowne użycie) w najbliższym locie, to plany Blue Origin się bardzo opóźnią. A w tym roku firma chce wystrzelić co najmniej trzy misje – Escapade, Dream Chaser i Blue Moon Mark 1. To jeden z powodów dla których zrezygnowano z misji testowej która miała się odbyć w maju-czerwcu tego roku. Gdyby nie udało się lądowanie to BO nie miało by czym wysłać satelitów Escapade i NASA była by bardzo niezadowolona. Dodatkowy czas jaki firma poświęci na analizy i modyfikacje ma zwiększyć szanse na udane lądowanie.
A wracając do księżycowych planów BO – lądownik ma jeden silnik BE-7 i potrafi zawieźć na księżyc prawie czterotonowy ładunek. Ma mieć umiejętność wylądowania z dokładnością do 10 metrów.
Poza lądownikami (Mark 1 – towarowy i Mark 2 – załogowy), Blue Origin pracuje nad kosmicznym transporterem (wspominałem go wiele razy ale warto powtórzyć). Transporter będzie w stanie przenieść 110 ton z niskiej orbity ziemi na orbitę Księżyca albo 33 tony na orbitę Marsa (!). Będzie wystrzeliwany za pomocą jednego New Glenn a następnie będzie cumował z drugim stopniem następnego New Glenn który będzie działał jako stacja benzynowa. Wystarczy jedno tankowanie na orbicie by w pełni zatankować transporter. Transporter będzie miał także jakiś ciekawy system aktywnego chłodzenia paliwa i utleniacza pozwalający na utrzymanie ich w odpowiedniej temperaturze przez bardzo długi czas. Nie wiem czy będzie to oparte o technologię IVF którą zapoczątkowała ULA (xshitty Tory Bruno wydają się na to wskazywać), czy raczej będzie używał ogniw słonecznych do napędzania chłodziarek, ale w odróżnieniu od rozwiązania SpaceX, gdzie nie ma aktywnego chłodzenia, transporter ma je mieć. Transporter jest także kluczowy do planów załogowych lądowań na Księżycu – będzie on działał jako stacja benzynowa i Blue Moon Mark 2 będzie musiał do niego przycumować i zatankować się zanim dolecą do niego Orionem astronauci i przesiądą się. To oczywiście w ramach misji Artemis IV która prawie na pewno zostanie skasowana.
Czyli małe podsumowanie – dużo Sci-Fi i niewielkie szanse na realizację w planowanych terminach ale sama architektura wydaje się rozsądna. Tankowania na orbicie jak widać nie da się uniknąć, ale jedno czy dwa to jednak mniej niż kilkanaście które planuje SpaceX.